W zeszłą środę postanowiłam ponownie wstrzymać się z jedzeniem słodyczy. Ostatni raz wyzwanie podjęłam dwa lata temu! Wtedy wytrzymałam 2 miesiące, chociaż założyłam sobie miesiąc 🙂 Po prostu tak bardzo odzwyczaiłam się od smaku słodkości, że nie miałam na nie ochoty. Największym osiągnięciem, przy wprowadzeniu tego postanowienia jest to, że gdy się ono skończy, nadal nie będziesz miał ochoty na słodycze. Nastawianie się na to, że dokładnie po upływie jednego miesiąca rzucisz się na paczkę ulubionych ciastek, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Wtedy przeprowadzając to wyzwanie za bardzo skupiasz się na słodyczach samych w sobie. Ja tym razem postanowiłam, że nie będę jadła słodyczy aż do świąt. Jakie mam na to sposoby? Jeden z nich już przed Tobą odkryłam.
1. Nastawienie
Oprócz tego, że musimy naprawdę chcieć odłożyć słodycze, powinniśmy starać się nie skupiać na nich myśli. Tak jak pisałam wyżej, jeśli cały czas będziemy myśleć o tym, że na koniec miesiąca zjemy pyszny, ogromny kawałek czekoladowego tortu, to wyzwanie nie ma sensu. Po jego zakończeniu z zachłannością rzucimy się na pobliską cukiernię i nadrobimy wszystkie stracone kalorie. O ile w ogóle dotrwamy do końca postanowienia. Taka sytuacja będzie nas męczyć, wszystko będzie nas kusić, a wtedy łatwo o złamanie nawet najsilniejszej woli.
PROSTA RADA: Za każdym razem, gdy najdzie Cię ochota na słodkości postaraj się wyobrazić sobie soczyste, czerwone truskawki, albo kolorową sałatkę z kurczakiem. Coś zdrowego i pysznego. Skupiaj na tym swoje myśli jak najczęściej w ciągu dnia. Bezsensu jest pielęgnowanie myśli o słodyczach, wtedy nie pozbędziesz się ochoty na nie. Lepiej jest zrobić sobie smaka na coś innego. Tylko Ty masz wpływ na to, o czym myślisz, więc zapamiętaj dobrze ten punkt, bo to podstawa sukcesu!
2. W grupie raźniej!
Warto przekonać kogoś, ze swojego bliskiego otoczenia do wspólnego wyzwania. W tym roku koleżanka ze studiów zapytała mnie, czy nie chciałabym wraz z nią zrezygnować ze słodyczy i jestem jej za to bardzo wdzięczna. Możemy wzajemnie się pilnować i motywować. W dodatku wewnętrzna potrzeba, by nie zawieść tej drugiej osoby, a nawet nuta rywalizacji bywają bardzo pomocne w chwilach kryzysu. Tak więc prędko szukaj sobie kompana!
3. Odlajkuj strony/profile/fanpage, które dotyczą słodkości.
Lepiej nie mieć kontaktu z pięknymi zdjęciami słodkich deserów, bo grozi to cukierkowym kryzysem. Dla odmiany poszukaj miejsc w sieci, które promują zdrowe odżywianie. Codzienna porcja sałatek, owoców, zdrowych deserków przeprogramuje Twój mózg na myślenie o zdrowym jedzeniu.
4. Kup herbaty.
Przejdź się do najbliższej herbaciarni i wybierz dla siebie coś aromatycznego. Pij dużo herbat w ciągu dnia. U mnie świetnie się sprawdzają. Zastępują ochotę na słodkości i wypełniają żołądek. Spróbuj pić 3-4 na dzień. Naprawdę pomaga!
.
5. Znajdź zamiennik.
W chwilach kryzysu możesz sięgnąć po rodzynki lub żurawinę (uważaj na kandyzowaną!). Potrzebę skubania zastąpią Ci pestki słonecznika albo dyni. Mnie jeszcze aż tak nie złapało, ale dobre są też suszone banany, chociaż tutaj trzeba uważać, żeby nie przesadzić, ponieważ są kaloryczne.
6. Znajdź sobie zajęcie.
To takie proste, a zarazem takie pomocne. Po prostu zajmij się czymś, by nie podjadać z nudów. Możesz realizować swoje pasje, albo uprawiać sport. Wszystko, byle Twoim głównym zajęciem nie było podjadanie.
.
Mam nadzieję, że teraz będzie Ci łatwiej wytrwać w postanowieniu i nie sięgnąć po słodkości. Jeśli znasz inne sposoby pomagające oprzeć się pokusie, to chętnie o nich poczytam i może wprowadzę do swojego życia. 🙂 A jeśli pomogłam Ci chociaż odrobinkę, to będę wdzięczna, jeśli pokażesz mi to klikając przycisk Lubię to poniżej.
Życzę Ci wytrwałości i do następnego czytania!
Ania
8 Responses
Jakby to było takie proste 🙂 u mnie ZAWSZE jak chce przestać jeść słodycze to babcia dokłada do szuflady nowości, mama piecze ciasta, siostra krzyczy „zrób ciasteczka!” I o 🙂 bardzo ciężko się opanować jak pięć pozostałych osób nie wspiera 🙂 mój sposób to założyć się z kimś, że się wytrzyma. Trochę łatwiej
Oj rozumiem. Ja mieszkam na co dzień bez rodziców i mogę decydować o tym, co gotuję i jakie jedzenie kupuję, ale kiedy wracam do domu przeżywam największy kryzys!
A powiem Ci, że kluczem do sukcesu nie jest „nie jem słodyczy”. Bo jesz, prędzej czy później. ALE: to wcale nie jest nic złego. Nie jest grzechem zjeść kawałek ciasta na specjalną okazję czy kilka czekoladek z bombonierki. Bo jest wielka różnica między zjedzeniem blachy ciasta czy tabliczki czekolady, a kawałkiem czy kilkoma kostkami, i to na konkretną okazję. Ja słodyczy nie jadłam 4 lata, a potem okazało się, że dostałam piękną, unikalną bombonierkę od najlepszej przyjaciółki. Innym razem dostałam od znajomej kelnerki kawałek dyniowego ciasta do kawy, ot, z jej uprzejmości. I takim sposobem okazało się, że jem słodycze, tylko nie codziennie, nie w dużych ilościach – okazjonalnie i mało. I tak jest chyba najlepiej – bo ani nie wpływa to niekorzystnie na zdrowie, ani nie można powiedzieć, że definitywnie nie można się skusić na nic słodkiego. Według mnie trzeba znać umiar, a wtedy jest prosto 🙂
Ja mam właśnie tak, że małe ilości podsycają we mnie ochotę na więcej. Dlatego potrzebuję takich postanowień, żeby trochę się odciąć i wyjść z „nałogu”:p
Przydatne wskazówki, choć ja nie mam odwagi zrezygnować ze słodkiego. Staram się jednak ograniczyć słodkości do raz dziennie plus łyżeczka cukru do czarnej herbaty. Owocowe herbaty (bez cukru) potrafią u mnie jakoś zniwelować to łaknienie na słodkie. Nie powiem, że mimo „podjadania” nie mam napadów, ale to nawet rzadziej niż raz w miesiącu wiec chyba nie takie groźne. 🙂
to fajnie 🙂 Ja mam tak, że jak nie mam postanowienia, to nie umiem się powstrzymać i jem dużo słodyczy, ale jak sobie postanowię, to naprawdę potrafię się tego trzymać. Po prostu smak tych słodkości napędza mnie i chcę więcej i więcej :p
A ja się pochwalę że nie mam problemów z rzucaniem słodyczy 🙂 Bo jest to dla mnie niesamowita próba charakteru 🙂 I dzięki tym tygodniom bez słodkości czuję że mam kontrolę nad sobą 🙂 Ale jak już jest napad to wtedy 3 czekolady naraz (pocieszam się że napad następuje tylko po oddaniu krwi :D)
Poszłam na detoks, bo przestałam mieć tak, że mając ochotę na coś słodkiego, kupiłam coś, a potem ochota przechodziła. Albo sięgnęłam po jedną krówkę. Chyba praca, stres i coraz dłuższe wieczory wzmagały moją słabość do słodkości. Adwent jest fajną sprawą, bo nie mówisz sobie „od jutra ograniczam” – on się zaczyna i kończy w konkretnym czasie i jest łatwiej. Przynajmniej mi 🙂 A do tego mam towarzystwo, bo koleżanka z pracy, z którą niemal dzielę biurko, też rzuciła słodycze do świąt 🙂