Zapewne każdy słyszał już od swoich rodziców historię o prezentach, które otrzymywali na święta. 2 pomarańcze, tabliczka czekolady i parę cukierków. Zdarzały się i lepsze łupy. Raz „wystane” w kolejce trampki, przy innej okazji nowy piórnik. Każdy miał swój własny, wyrobiony zwyczaj konsumowania słodyczy. Jedni mówią, że zjadali wszystko natychmiast – inni dzielili zasoby na parę dni.
Moja mama dostała kiedyś białą czekoladę firmy Ritter Sport. Taką mógł przywieźć tylko znajomy z Niemiec. Dzisiaj są one ciut droższe niż inne czekolady, ale nie należą do rarytasów. Mama zachwyciła się jej smakiem i do dziś mówi, że to najlepsza czekolada jaką jadła. Opakowanie po czekoladzie zamknęła w książce. Czasem wyciagała je ze środka, by ponownie poczuć jej aromat. Uwielbiała ten zapach.
Dzisiaj, jak i każdego innego dnia w moim domu został włączony telewizor. Kto śledzi mnie na Twitterze przeczytał jakie „kolędy” nucę przez cały dzień. Jeśli odpaliłeś tv w swoim domu, wiesz o czym mówię.
Babcia mówi, że gdy była jeszcze małą dziewczynką (też nie potraficie wyobraźić sobie swoich babć jako dzieci?) siadała wraz ze swoimi siostrami w kółku. Wszystkie miały w rękach paczki ze słodyczami. Na środku, na niskim taborecie siadała ich mama z śpiewnikiem w ręku. Śpiewała im kolędy, ale nie takie, jakie ja śpiewam dziś z telewizorem. Ona śpiewała dla nich i o nich. Wplatała w tekst piosenki ich imiona.
Kiedy miałam 10 lat. w Wigilię zagrałam z moją siostrą kolędę na dzwonkach. Przed występem przećwiczyłyśmy ją w pokoju. W płytki uderzałyśmy przeciwną końcówką, żeby rodzice i dziadek nie słyszeli nas w drugim pokoju. Wydaje mi się, że nasz koncert przebiegał perfekcyjnie, o ile nie wyidealizowałam tego wspomnienia.
Dzisiaj raczej nie zagram już na dzwonkach. Tylko czy potrafię nadal cieszyć się z takich drobnostek? Czy kiedykolwiek cieszyłam się aż tak z cukierków i czekolad powrzucanych do prezentów jak moja mama? Nie. Traktowałam je jako oczywisty dodatek. Wiadomo, inne czasy, nikt tego ode mnie nie wymagał. Nawet ja sama od siebie. Moja mama i babcia też już nie przywiązują takiej wagi do słodyczy, bo nie muszą i bardzo dobrze. Tylko właśnie dzisiaj, układając na tacy kolorowe ciastka, pierniki, cukierki, lizaki świąteczne i czekoladki pomyślałam o dzieciach, które w święta nie dostaną nawet paczki ze słodyczami. O tych afrykańskich brzuszkach, które nie wiedzą jak smakuje czekolada. Nie mają świąt, chociaż może częściej niż ja zwracają się do Boga, który obchodzi dziś swoje urodziny. Czy potrafisz cieszyć się swoimi świętami? Czy docenieasz to, co masz? Czy biała czekolada Ritter Sport sprawia Ci radość?
Ania
19 Responses
Święta są stresujące, lubię je, ale dobrze, że są raz w roku 🙂
dla mnie stresujące jest dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń, ale chyba tylko to. Całą resztę bardzo lubię 🙂
Wydaje mi się, że im wiecej mamy tej czekolady, tym niestety mniej ją doceniamy, dzieci dostają pod choinkę całe sterty zabawek, które będą je cieszyć tylko przez kilka dni, albo i nie. Z pomocą przychodzi tez telewizja, która nas wyrecza i puszcza kolędy, a my przestajemy je powoli śpiewać. Jakos ten przesyt nie wplywa dobrze na cieszenie sie świętami 🙂
Ale trafiłaś… właśnie wcinam białego Ritter Sport’a z migdałami 😉
Bardzo mądry wpis, refleksyjny. Ja świąt nie lubię, z różnych powodów, ale mimo wszystko bardzo doceniam to co mam i staram się cieszyć każdym drobiazgiem.
hmm i co zostawiłaś sobie po niej opakowanie ;)? Jeśli ich nie lubisz, to zapewne doceniasz to wszystko nie tylko w święta 🙂
Hehe, niee, ja nie jestem sentymentalna, ogólnie mało mam pamiątek, tak wiec nie ma mowy o zachowywaniu opakowania po czekoladzie 😉 Tak, doceniam na co dzień, to prawda.
Ja jakoś nie miałam super prezentów w tym roku i właściwie na nie nie czekałam. Cieszyło mnie to, że poszłam na pasterkę (swoją drogą uwielbiam na nią chodzić, zawsze jest tak miło), że spędziłam trochę czasu z rodziną, że posiedziałam z mamą wieczorem i obejrzałam fajny film. O! I cieszyłam się, że dostałam gorzką czekoladę, bo nie jem żadnych słodyczy. 😀
Masz takie postanowienie?:) Ja też uwielbiałam chodzić na pasterki, dopóki się nie przeprowadziliśmy, bo w nowym miejscu śpiewają kolędy, których nie znam, jakieś bardzo stare, no i przestałam chodzić na pasterki ;p
Można tak powiedzieć, od 3 miesięcy nie jem słodyczy. 😀 Zdarzały się wyjątki, ale jak już, to w małych ilościach. ;p
I potrafię, i nie cieszyć się świętami. Kilka razy nawet zapomniałam o dodatku do słodyczy bo one były ważniejsze. Człowiek się z nich cieszy jak dostaje tylko raz w roku dany rodzaj. Obecnie ważniejsza, od prezentów jakie by nie były, jest atmosfera.
Wielu nie docenia tego co ma, dążąc bardziej i bardziej, by mieć więcej, mimo że tego nie potrzeba. Tracą gdzieś po drodze tę radość – przykre. Z prezentów cieszyłam się zawsze, niezależnie, czy dostawałam ulubione łakocie, czy jakąś zabawkę za dzieciaka. Największą frajdę sprawiało mi i sprawia do tej pory wyciąganie pakunku spod choinki i zrywanie zeń papieru. A co do kolęd to w moim rodzinnym domu nikt nigdy nie śpiewał, a gdy sama próbowałam to mnie uciszano. Jednak od kliku lat, spędzając święta z rodziną męża, mogę doświadczyć pełni świątecznego klimatu i rodzinnego kolędowania. Dla mnie bomba. 🙂
Bardzo dobre podejście, czasem doświadczamy takiego dobrobytu, że zapominamy jak bardzo ważne jest czerpanie radości z małych rzeczy. Ja doznałam wyrzutów sumienia kiedy się dowiedziałam, że moja dalsza rodzina zrezygnowała z prezentów dla siebie i postanowiła sie złożyć na Szlachetną Paczkę dla jakiejś rodziny. Strasznie mi się spodobał ten pomysł i będę namawiać moją rodzinkę żebyśmy w przyszłym roku tak zrobili, bo dla nas kolejna sterta niepotrzebnych rzeczy a dla potrzebujących łzy szczęścia.,…. 🙂
Mądra i dobra z Ciebie dziewczyna 🙂
Dziękuuuuuję za miłe słowa <3
teraz chyba cieszę się bardziej, bo więcej rozumiem i doceniam. święta z dzieciństwa za bardzo kojarzą mi się ze sprzątaniem i nerwową atmosferą 😉 bardziej też doceniam nawet drobne prezenty. jako mała dziewczynka w ogóle nie cieszyłam się np. ze skarpetek. a teraz się cieszę, bo wiem że ktoś kupił je specjalnie dla mnie, żeby było mi ciepło w stópki 🙂
Ania, myślę, że skarpetki, to super prezent! Szczególnie dla takiego zmarzlucha jak ja! 😉
Masz rację, że już z takich rzeczy raczej się nie cieszymy.
Ale warto zastanowić się również nad tym, żeby te święta były głównie „radością: z tego, że mamy czas dla bliskich, a oni mają czas dla nas. I to jest chyba najważniejsze 🙂
Pięknie to ujęłaś. 🙂 Jasne, że tak!
Dziękuję. Fajnie, że się zgadzamy 🙂