Jeśli właśnie przeżywasz studencki kryzys, nie chce Ci się chodzić na tą cholerną uczelnię, nie możesz już patrzeć na notatki i w ogóle to mdli Cię na myśl o nadchodzącej sesji, to na początek łap ode mnie wielkiego buziaka zrozumienia! ;* Nie jesteś sam/sama, nie jesteś pierwszy/pierwsza, a ja jestem przekonana, że dasz radę! Zaparzysz sobie herbatkę, poczytasz o moich doświadczeniach i sposobach na TE STUDENCKIE dni i na Twojej buzi znowu pojawi się uśmiech zadowolenia, bo przecież studia dają Ci takie fajne zniżki na Pendolino! 😀
Nie raz musiałam walczyć z kryzysem na studiach. Ten semestr jest zupełnie inny niż wszystkie pozostałe. Jest spokojnie. Wcześniej już 2-3 tygodnie po rozpoczęciu semestru aż do jego zakończenia nie wiedziałam w co ręce włożyć. Kryzys przychodził w okolicach grudnia/stycznia. Miałam takie dni, których najprzyjemniejszą częścią było położenie się do łóżka. I to było straszne. Serio, myślałam tylko o tym, kiedy w końcu pójdę spać, bo sen był jedyną przyjemnością jakiej doświadczałam. Moje koleżanki zresztą także. Wtedy nauczyłam się cieszyć z drobnostek. Żarty podczas przerw stały się naszym ratunkiem przed totalnym załamaniem. Zaczęłam doceniać drobnostki.
Doceniaj małe rzeczy.
Naucz się cieszyć tym, że pijesz herbatę. Uraduj się tym, że udało Ci się zrobić idealną kreskę na oku. Zachwycaj się błękitem nieba. Naucz się doszukiwać pozytywów tam, gdzie inni ich nie widzą. Dla mnie najlepszym sposobem na to jest cowieczorne spisywanie 3 rzeczy, które sprawiły mi radość i trzech, za które jestem wdzięczna. Wtedy nawet uprzejme „miłego dnia” staje się powodem do radości.
Zresetuj się.
Odetnij się od uczelni na jeden dzień. Najlepiej wyjedź z miasta, w którym studiujesz np. do rodzinnej miejscowości lub gdzieś na wieś. Odpocznij. Pamiętaj tylko o tym, by przed wyjazdem rozpisać sobie plan swoich obowiązków na następne dni. Warto to zrobić, by podczas tego jednego dnia nie przejmować się, czy zdążysz nauczyć się na kolokwia w przyszłym tygodniu. Poczucie kontroli jest tutaj kluczowe. Podczas tego dnia nie myśl o studiach. Przebywaj na świeżym powietrzu, albo najlepiej spotkaj się ze znajomymi. Tylko nie tymi ze studiów, bo tak czy siak poruszycie w końcu temat uczelni! Zrelaksuj się i odpocznij. Niech to będzie dzień tylko dla Ciebie, więc zaplanuj go idealnie!
Spróbuj czegoś nowego.
By oderwać się od codziennej rutyny spróbuj czegoś nowego. Np. rozpocznij naukę nowej umiejętności i niech to będzie coś zupełnie niezwiązanego z dziedziną Twoich studiów. Jeśli studiujesz filologię zabaw się w malarza, jeżeli jesteś informatykiem pójdź popływać (ależ ja stereotypowo myślę). Jako student fizyki poucz się nowego języka. Niech to będzie zajęcie, które w jakimś stopniu Cię interesuje. Nie zmuszaj się do niczego. Poświęć na to chociaż godzinę np. w ciągu dnia resetu. Postaraj się skupić całą swoją uwagę na tej czynności tak, by nie myśleć o studiach. Może odkryjesz swoje nowe hobby, które będzie ratować Cię z podobnych opresji w przyszłości. 🙂
Czy rezygnować ze studiów?
Rezygnacja ze studiów to bardzo ważna decyzja, nie można jej podejmować pochopnie. Jeżeli jesteś na pierwszym roku i czujesz, że to chyba nie to, to masz jeszcze drogę odwrotu. Szczególnie jeśli wiesz, co tak naprawdę chcesz w życiu robić. Zastanów się nad tym, czy masz jakieś alternatywne zajęcie, czy zrezygnowanie ze studiów ma sens? Bo co Ci to da, że się poddasz i przestaniesz chodzić na zajęcia, skoro i tak spędzisz ten czas na nicnierobieniu. W takiej sytuacji można pociągnąć to dalej, a nuż okaże się, że był to tylko chwilowy kryzys. Jeżeli nie, to możesz w trakcie studiowania obmyślić inny plan na swoje życie i wtedy zrezygnować. Najważniejsze, byś nie działał pod wpływem emocji! Zadaj sobie 3 poniższe pytania i szczerze na nie odpowiedz. One pomogą Ci wyjść z tej sytuacji.
1. Czy to nie jest tylko chwilowy kryzys spowodowany przemęczeniem?
2. Czy te studia przygotowują mnie do tego, co chcę robić w przyszłość?
3. Czy mam pomysł na to, co będę robić, gdy zrezygnuję ze studiów?
Nie poddawaj się!
Jeżeli to tylko chwilowy kryzys, a kierunek, na którym jesteś to ten, który Cię spełnia, to nie poddawaj się! Studia to rodzaj „walki”,w której lepiej jest przegrać niż się poddać. 😉 Właściwie, jeżeli ktoś walczy, to rzadko przegrywa. Odważyłabym się nawet powiedzieć, że nigdy nie przegrywa. Wykładowcy bardzo doceniają PRAWDZIWE starania, poza tym, gdy dany egzamin musi zaliczyć większość osób z Twojego roku, to dlaczego akurat Ty miałbyś tego nie zrobić? Zagryź zęby, skorzystaj z kilku wskazówek dotyczących tego jak się uczyć i bij naprzód! Jeśli nie spróbujesz, jeśli się poddasz to tak naprawdę sam sobie zrobisz krzywdę. I to nie studia będą wtedy winne, bo zostaną na nich ludzie, którzy przetrzymają kryzys. Wtedy możesz obwiniać tylko siebie, bo zrezygnowałeś ze swoich marzeń. Nie rób tego, gdy studiujesz to, co lubisz!
Udowodniono naukowo*, że czytanie blogów pozytywnie wpływa na łagodne przechodzenie, a nawet wychodzenie z kryzysów – nie tylko studenckich. Oczywiście w przypadku kryzysu studenckiego każdy lekarz przepisze Ci czytanie Blue Kangaroo 7x w tygodniu. Nawet nie musisz się do niego wybierać. W mailach widzę, że kategoria”rozwój osobisty” działa na Was bardzo motywująco, więc w przypadku załamki tym bardziej zaleca się jego czytanie. Do tego oczywiście polubienie wesołego Facebooka lub Twittera. Wtedy wszystkie objawy powinny minąć. 😉
*Badania przeprowadzone przez Instytut Niebieskich Kangurów w Blogolandii.
Do następnego czytania!
Ania
PS Nie mam pojęcia, jakim cudem znosicie moje żarciki.
37 Responses
Fajny, motywujący wpis 🙂
Jasne, niby wszystko jest takie oczywiste, a jak przychodzi co do czego to mam ochotę już w poniedziałek wyciągnąć kopyta. „Np. rozpocznij naukę nowej umiejętności i niech to będzie coś zupełnie niezwiązanego z dziedziną Twoich studiów” – nie. Po prostu nie. U mnie nie wchodzi to w rachubę, bo zajęć jest tak zajebiście dużo i wracam do domu tak późno, że musiałabym mieć dobę 50h, żeby wprowadzić jeszcze jakąś przyjemność dla siebie 😀 Damy radę! Najpierw żyje się do Święta Zmarłych, potem do Świąt Bożego Narodzenia, potem do sesji, potem do przerwy międzysemestralnej, potem do Wielkanocy, potem do majówki, potem do Juwenaliów i znowu do sesji….
Nie widzę tego u ciebie na blogu, więc pytam: jaki kierunek ma tak dużo zajęć? Wiem, że medycyna ma dużo (wykładowca nam mówił, że jak już będziemy na studiach, to wychodzimy z domu o ósmej i wracamy też o ósmej).
Analityka medyczna. Wbrew pozorom na medycynie nie jest ich aż tak dużo, bo zajęcia praktyczne czytaj bloki w szpitalu zaczynają się dopiero na trzecim roku i dotyczą głównie poranków.
Tak jakbyś pisała o mnie sprzed 2-3 lat. Też żyłam od – do. Naprawdę, jak to przeczytałam to pomyślałam sobie, że jesteś dokładnie jak ja z tamtego okresu. Kiedy się spostrzegłam, że żyję dla studiów zaczęłam wprowadzać wszystko to, o czym teraz piszę na blogu. Zaczęłam walkę ze stresem, naukę w środkach lokomocji, organizację, planowanie czasu, szukanie sposobów na szybsze przyswajanie wiedzy, zdrowe odżywianie. Powiedziałam studiom dość, nie będziecie więcej kierować moim życiem, bo jesteście tylko jego częścią. Postanowiłam, że już się nie będę im tak oddawać i udało się. Spróbuj też to zrobić, gorąco polecam! Po prostu chwycić za kalendarz/planer i zrobić to. I życzę powodzenia oraz dużo, dużo siły! 🙂
Sama właśnie mam taki kryzys. Od samego początku mam niezły zapierdziel, 4 egzaminy a każdy kolejny poszedł mi coraz gorzej choć do każdego z nich się uczyłam. Mnie studia irytują swoją bezsensownością- rozwalone dni z długimi przerwami, nic nie wnoszące zajęcia, które tylko zabierają mi czas, który mogłabym przeznaczyć np. na inżynierkę. Ehh. Mam nadzieję, że i ten kryzys minie a wszystko jakoś się ułoży a potem ucieknę z tej uczelni.
Może to ma nas nauczyć pokory na przyszłość. Może jednak jest jakiś sens tego. Czasem sobie tak to tłumaczę, że to taka lekcja, że nie wszystko musi być po mojej myśli i wtedy trochę mi ten wnerw przechodzi. 😉
Też tak sobie staram to tłumaczyć. Poza tym powtarzam sobie, że to przecież nic w porównaniu np. z chorobą.
Trafne spostrzeżenie. 🙂
U mnie kryzys zaczął się teraz na magisterce. Licencjat naprawdę mi się podobał, byłam zmotywowana. No ale wtedy miałam przydatne przedmioty i prawie wszystko w języku kierunkowym mojej filologii. Teraz mam tygodniowo 3 zajęcia po hiszpańsku i czuję, że się uwsteczniam, a zamiast szukać kontaktu z językiem muszę uczyć się jakichś bzdur na zupełnie oderwane od rzeczywistości przedmioty. I się zastanawiam, po co mi ten mgr. Przeczytam i przemyślę Twój wpis raz jeszcze, może mi się coś rozjaśni.
Rozumiem Cię. Myśmy trochę walczyli o to, żeby tych bzdur nie było. Pozbyliśmy się łaciny, ekonomii i wstępu do prawa, które były już na licencjacie i nic do mojego wykształcenia nie wniosły, ale widzę, że nie wszędzie z rezygnują z tych dodatkowych przedmiotów. 🙁
U mnie magister czyli nowy kierunek i mega kryzys. Dlatego jade na erasmusa 😀
Wybrałam tą samą drogę. 😀
Bardzo lubię do Ciebie zaglądać, a z tym konkretnym tekstem, jak już pisałam na fanpagu, trafiłaś idealnie. Ten semestr jest dla mnie koszmarny. Kiepskie przedmioty i wykładowcy, beznadziejny plan, przez który wracam pociągami po nocach… ratuje mnie to, że zmieniłam podejście do ludzi. Stałam się bardziej otwarta. Najbardziej cieszy mnie to, że z najlepszymi ludźmi z roku założyliśmy grupę literacką. Ten semestr przetrwam chyba tylko dzięki niej, jest niezwykle inspirująca i sprawia, że mam jeszcze więcej kontaktu z ludźmi, których lubię i cenię.
Co do rezygnowania ze studiów, to ja zawsze doradzam rozważenie zrezygnowania, jeśli ktoś pyta mnie o radę. Znam parę osób, które bały się zrezygnować na pierwszym roku i teraz strasznie żałują. Poza tym wiem, ile nerwów kosztuje nietrafiony kierunek. Zrezygnowałam z filologii rosyjskiej, na której czułam się podle, nie wiedząc, co chcę robić później. A później trafiłam idealnie, choć trochę przypadkowo. 🙂
Fajnie, że macie taką odskocznie w postaci grupy literackiej. Bardzo podoba mi się pomysł. 🙂 Dzielicie się tam swoją twórczością? Czytacie innych autorów?
Super, że udało Ci się trafić ze studiami. Jesteś dowodem na to, że zrezygnowanie ze źle wybranego kierunku może się opłacić. 😉
Omawiamy naszą twórczość, ale przy okazji dyskutujemy też na różne tematy dotyczące pisania i literatury. 🙂
Sama chętnie dołączyłabym do takiej grupy. 🙂
Ja swojego kryzysu co prawda jeszcze nie miałam, ale jestem pewna, że mnie dopadnie. Póki co jest jeszcze masa ekscytacji. 😀
No to świetnie, że jesteś w takim stanie! 🙂
O to dzisiaj pościk dla mnie :))) Za pół roku koniec a mnie dopadają myśli po co to wszystko 😀 Mam nadzieję, że po Nowym Roku mi przejdzie, a tymczasem idę się resetować dalej :))
Wytrzymasz, to już końcówka. :*
a ja tak mocno tęsknie za studenckimi czasami! 😉
Może reaktywacja? ;D
Hahaha 😉 jakbym była jeszcze studentką to pewnie bym od razu wyszła na prostą- szczególnie po przedstawieniu wyników jakże rzetelnych badań 😉
Jak wracam myślami do czasów studiów przypominam sobie, że pierwszy rok był najgorszy. Drugi jakoś zleciał. Natomiast pisanie pracy licencjackiej po niemiecku na 3 roku było koszmarem. Jak już się przyzwyczaiłam, że muszę jeszcze pisać przez kolejne 2 lata magisterkę to już nie było tak tragicznie. Silnie jednak demotywowała osoba promotora. Podsumowując- za żadne skarby nie wróciłabym na studia 😉 Nie wiem gdzie studiują osoby, dla których studia do czas imprez, szaleństw i zabawy 😉
Ja też! Nie mam pojęcia, co to za kierunek, ale chętnie bym się dowiedziała! ;D
Też pisałam licencjat po niemiecku, ale po 3 latach germanistyki nie było to dla mnie tak straszne, straszny był po prostu fakt, że musiałam to zrobić. ;p
Wpis akurat u mnie na czasie. Nie mogę stwierdzić, czy jest bardzo pomocny, ponieważ już zdecydowałam, że po tym semestrze rzucam obecne studia i od października idę na nowe, ale Twoje trzy pytania dotyczące rezygnacji na pewno przydadzą się komuś, kto jeszcze to rozważa 🙂
W takim razie życzę powodzenia na nowym kierunku! 😉 Dużo, dużo fajnych zajęć!
Ja mam ochotę rzucić studia średnio raz w tygodniu, a w ostatnim miesiącu coraz rzadziej się tam pojawiam, bo zwyczajnie mi się nie chce. Tylko u mnie to nie wynika z tego, że jest ciężko, tylko z tego, że momentami jest całkiem bezsensownie i łapiemy się na tym, że sami byśmy sobie te zajęcia rozsądniej przeprowadzili… Ale to już końcóweczka sama, więc rzucać nie będę 😛
Chyba każdy student może wymienić takie zajęcia, które sam mógłby zorganizować.
Tak to już niestety jest. 🙁
Ja już po pierwszym etapie studiów, ale dobrze pamiętam tą niechęć napływającą prawie co zajęcia. Miałam wtedy ochotę to wszystko rzucić, nie wiedziałam jednak na co. Mimo roku przerwy po szkole i tak zaliczyłam wpadkę kierunkową. Teraz za to brakuje mi tego denerwowania się i niechęci do nauki. 🙂 Jak to praca i jej szukanie w zawodzie zmienia poglądy na naukę.
Wszyscy to mówią, aż się boję! ;D
Jeśli po drugim semestrze I roku do teraz regularnie dręczą mnie myśli o zmianie kierunku, totalnie nie radzę sobie z jednym z ważniejszych przedmiotów, nie mam w ogóle motywacji i nawet czasem łapię się na tym, że rezygnuje z pójścia na uczelnię to jest nietrafiony kierunek czy patologiczne lenistwo? 🙁
A do tego to ja jednak lubię dość ważną część tego kierunku – książki. Uwielbiam je czytać i myślę, że chciałabym brać udział w tworzeniu (w ogóle chciałabym coś tworzyć), ale prędzej w projektowaniu wyglądu wewnętrznego i zewnętrznego.
***
Cudownie, że trafiłam na ten blog. Jest pomocny i zaczytywanie się w niego sprawia mi dużą przyjemność ^^
Pozdrawiam!
Cieszę się niezmiernie, że Ci się tu podoba. Takie głosy motywują do dalszego pisania.
Myślę, że gdy sama widzisz, że to nie są zwykłe wykręty, to to nie jest lenistwem. Rozpisałabym sobie w Twojej sytuacji wszystkie za i przeciw i opracowała ewentualne scenariusze tego, co zrobisz, gdy zrezygnujesz ze studiów, a co gdy zostaniesz, jak się potoczy się Twoja przyszłość i potem bym decydowała. 🙂
Zastanawiam się, bo naprawdę nie wiem co mogłabym robić. W sumie wybierając obecny kierunek kierowałam się raczej tym, że chcę mieć jakiś (jakikolwiek) cel… Nawet przy wyborze fakultetów zdecydowałam się na najłatwiejszą drogę. I o dziwo, od kiedy rozpoczęłam studia stopniowo zaczęłam mniej lubić czytanie… już nie wspomnę o czasie, który mogłabym temu poświęcić. Poza tym, dziekanka nie pomogła, a wręcz chyba pogorszyła całą tą sytuację na studiach.
Bardzo dziękuję za Twoją odpowiedź i radę 🙂 Dziwne, że wcześniej nie zdecydowałam się na takie działanie… Więc, na pewno z rady skorzystam 🙂
Cieszę się, jak trafiam na takie blogi jak twój. To jak przyjemna (nawet jeśli uświadamiająca coś niemiłego) pogawędka ze znajomym. I taka budująca ^^
Dziękuję, Twoje słowa są bardzo miłe dla mnie. 🙂 Ja natomiast mam nadzieję, że jakoś Ci się wszystko ułoży. Wiem, że tak się mówi, ale zapewne za kilka lat będziesz się śmiać z tej sytuacji. Cokolwiek zdecydujesz, na pewno będziesz umiała obrócić to w pozytyw. 🙂