Sesja wre. Uczelnie umacniają mury, wykładowcy szlifują swoje pióra. Pani w ksero pada ze zmęczenia. Najwyższy stan gotowości, ale Tobie wszystko mówi, że to nie jest czas na naukę. Że jest dużo fajniejszych rzeczy na tym świecie. Że w sumie to nie zależy Ci na ocenach, chcesz to tylko zdać.
Jak się uczyć, żeby zdać i poświęcić na to mało czasu.
Of course robimy plan nauki. Ale wiecie, możemy go zmodyfikować. 😀 Bywa, że coś nie wypali i nie ma się co wtedy spinać. W sytuacji, w której ewidentnie zostało Ci mało czasu, a materiału jest wciąż bardzo dużo, musisz zmienić taktykę! Tak jak ja zrobiłam to podczas tej sesji, kiedy po odwiedzinach mojej mamy i siostry byłam totalnie wybita z rytmu i baaardzo zmęczona. Wiecie jak to jest, kiedy chce się bliskim pokazać wszystko, co najlepsze. 🙂 Zupełnie zmieniłam strategię, na taką, która była wbrew mojej osobowości.
Nim jednak do niej przejdę zaproponuję Ci dołączenie do naszej wspaniałej Studenckiej Grupy Wsparcia, bo tam po prostu jest fajnie, wszyscy się wspierają i sobie pomagają. (Ale rymy!) Poza tym masz tutaj jeszcze wpis o podobnej tematyce. Ten poniżej zawiera właściwie cały plan dnia, gdy uczysz się na ostatnią chwilę.
Jak w jeden dzień przygotować się do egzaminu?
Kiedyś przyjaciółka opowiadała mi o tekście, z którego wynikało, że jest bardzo konkretna i szybka w podejmowaniu decyzji. Wiedziała też do jakiego typu będę należeć ja. Kiedy wchodzę do galerii nie kupię sukienki nie sprawdzając WSZYSTKICH sklepów. Bo przecież w innym może być ładniejsza/tańsza/lepszej jakości. Zazwyczaj i tak wychodzę z rzeczą, która spodobała mi się na samym początku, ale mam tą swoją chorą pewność, że wszystko sprawdziłam. Nawet w lumpeksach przeglądam każdą rzecz po kolei, by przypadkiem coś mnie nie ominęło. Ucząc się do egzaminu uczę się wszystkiego, co tylko jest możliwe. Oczywiście z najważniejszych rzeczy, które faktycznie są wiedzą, a nie słownym ozdobnikiem. Ale fakt jest taki, że uczę się wszystkiego. Nie potrafiłabym przyjść na egzamin wiedząc, że nie przerobiłam jednego rozdziału jakiejś tam książki. A jednak wielu osobom zdarza się nie przygotować z całości materiału i zdać. Zdają nawet tak samo jak ja.
Boję się, że coś mi umknie, coś bardzo ważnego. Dlatego decyzja o zmianie taktyki była dla mnie tak poważna. Postanowiłam, że będę czytać tylko wstępy i podsumowania danych rozdziałów. Podjęłam ją, bo w końcu zaskoczył w mojej głowie tekst: Nie ma spiny są drugie terminy. Zawsze wydawało mi się, że to zdanie jest domeną studentów, którzy mają bardzo luzackie podejście do swoich studiów i właściwie to im nie zależy. Ale tak nie jest.
Drugi termin jest po to, żeby sobie na niego przytuptać i napisać sobie egzamin tak samo jak podczas pierwszego terminu. Koniec. Drugi termin jest dla osób, które po prostu miały inne priorytety niż nauka do pierwszego terminu. I nawet, jeżeli tym priorytetem był mecz, piwo ze znajomymi, czy spanie, to nie ma znaczenia. Najwidoczniej tego najbardziej potrzebowałaś, potrzebowałeś w tym momencie.
1 decyzja, która uratowała mój egzamin.
Wtedy, gdy sobie to uświadomiłam mogłam podjąć decyzję, która zmniejszyła moje nakłady pracy, a nie zmieniła jej wyniku. Bo przecież przez całe studia przyświeca mi idea: Work smarter, not harder. Dlatego oh, jakże zaszalałam przerabiając tylko te podsumowania rozdziałów! I to na ostatni egzamin na tym kierunku. 😀 Tak, to jest miejsce na śmiech. 20% działań przynosi 80% rezultatów. No cóż mogło być w tych podsumowaniach rozdziałów jak nie 80% potrzebnej mi wiedzy. Cóż może być w opracowaniach i streszczeniach książek, które czytałam jak głupia w liceum, nawet jeżeli mi się nie podobały, jak nie 80% wiedzy potrzebnej do zdania matury. (Jedyną lekturą, której nie przeczytałam był „Potop”) Ale wtedy myślałam jeszcze, że jak nie przeczytam Wertera, to ominie mnie coś ważnego. Kto przeczytał ten wie, ile nieszczęścia mnie spotkało. Tak więc workujcie smarter, not harder.
Często to powtarzam, ale co tam. Moim zdaniem, większość wyników, które otrzymujemy na studiach zależy od podejścia. Od podejścia do stresu, do egzaminów, do samych studiów, do siebie. Jakie znaczenie w moim życiu mają te studia. Czy NAPRAWDĘ jestem bez nich nikim? Hello! Nie jest tak, a wiele osób tak myśli. Znowu sprawdza się stare dobre powiedzenie: Miej wy*ebane, a będzie Ci dane. Zauważcie, że osoby, które najmniej przejmują się studiami zazwyczaj najlepiej na tym wychodzą. Oczywiście nie mówię o ich olewaniu, ale po prostu o podejściu bez spiny.
Miało być o tym, jak zdać, kiedy materiału dużo a czasu niekoniecznie. No więc prawię takie herezje, że olej. Przeskocz. Pomiń. I tak nie dasz rady nauczyć się wszystkiego. (Jeżeli tak wyszło z Twoich wyliczeń.) Lepiej jest wiedzieć po trochu ze wszystkiego, mieć ogólne spojrzenie na temat, niż lecieć po kolei, tak jak ja kiedyś bym to robiła i nie wyrobić się z przeczytaniem 5 ostatnich rozdziałów. A jeszcze lepiej jest uświadomić sobie, że drugi termin to coś normalnego, stworzonego dla Ciebie, jakbyś nie miał czasu i ochoty uczyć się na pierwszy.
PS Czy jest tu ktoś, komu podobał się Werter? ;D Na razie poznałam tylko jedną taką osobę w moim życiu!
Wiedzę na temat technik efektywnej nauki przekazuję w kursie, który uczy tego, jak uczyć się szybciej, jak lepiej zapamiętywać informacje, jak się sprawnie skoncentrować. Dzięki niemu zyskasz więcej czasu dla siebie i poprawisz swoje oceny. Jeśli chcesz uczyć się lepiej, to ten kurs na pewno jest dla Ciebie!
1. Pomogę Ci stworzyć Twój jedyny i dopasowany tylko do Ciebie system uczenia się.
2. Krok po kroku wprowadzisz metody efektywnej nauki tak, by zostały z Tobą na zawsze.
3. Poprawią się Twoje wyniki w nauce!
4. Oszczędzisz masę czasu, który dotychczas zabierała nauka i będziesz mogła wykorzystać dla siebie.
5. Pozbędziesz się stresu i zyskasz kontrolę nad sytuacją.
Dowiedz się więcej o kursie efektywnej nauki!
Do następnego czytania!
Ania
26 Responses
Ja natomiast czytałam w LO streszczenia i dobrze na tym wychodziłam za to Wertera przeczytałam dla własnej przyjemności i TAK podobał mi się 😉
Wychodzę też z założenia że wykładowcy to też ludzie i z większością da się dogadać nawet i na trzeci termin ( o ile im wcześniej nie podpadliśmy).
W sklepach mam tak samo 😀 prawie zawsze spodoba mi się coś na początku, ale chodzę i szukam czy aby na pewno nie ma nic lepszego. Przynajmniej wtedy wiem że tamta sukienka/bluzka/spódnica mi się najbardziej podoba :p
A z Wertera to ja nie mogę. Nie przeczytałam ksiażki, ale czytałam streszczenie i omawialiśmy to na polskim. Do tej pory nie wiem hak można sobie strzelić w głowę i nie trafić ;D
Ogólnie czytałam wszystkie lektury (i te fajne i te niefajne) aż do potopu – poległam na 6 rozdziale i od tej pory mało co czytałam, a zawsze umiałam odpowiedzieć 😀
Kiedy pyta się najlepszych studentów u mnie na roczniku, jak to robią, że mają taką wysoką średnią, to mówią, że przez całe studia idą najmniejszym wysiłkiem, jak się uczą, to dla przyjemności i dla zdobycia tej wiedzy, a nie dla ocen. No i chyba coś w tym jest.
A co do Wertera, to uważam, że dawanie go do przeczytania rozchwianym emocjonalnie nastolatkom jest proszeniem się o falę samobójstw 😉
Dzięki za ten tekst ? poradnik seryjny z chęcią kupiłbym we wrześniu! Ja najgorsze dwa egzaminy mam 2 i 8 lipca….
Oj tam, nie przeczytać Wertera. Też nie przeczytałam. I tak samo ,,Romea i Julii” 🙂 Ale Romek był lekturą, a Werter już nie i dlatego nie przeczytałam z lektur tylko Romka i tych rzeczy z literatury, których nauczycielka nie zdążyła zadać, więc sama nam je streszczała (nie wyrobiliśmy się z programem).
Ten fragment o kupowaniu, to jakbym czytała o sobie 😀 W tamtym roku miałam jeden egzamin, na który miałam ze 2 dni, a materiału dosyć dużo. Postanowiłam obstawić, jakie pytania moim zdaniem mogą się pojawić i tego się nauczyłam- trafiłam we wszystko i dostałam 5. 😉 Tak naprawdę, jak się ma już jakieś minimalne pojęcie o przedmiocie, np. po wykładach, to nie jest trudno ocenić, co może pojawić się na egzaminie. 🙂
Na polonistyce jest święta zasada, że czyta się wstępy do beenek, a nie beenki. Taki wstęp to kawał naukowego tekstu, często o objętości normalnej książki, i mało kto ma siły przeczytać jeszcze treść lektury, która jest pisana językiem trudnym, męczącym (chociaż pięknym), no i na semestr jest z 50 takich beenek, więc cóż… To się sprawdza, chociaż jest zabawnie gdy wiem, co ktoś myślał o danej książce, a nie wiem o czym jest książka.
Moim innym sposobem jest „wejście w skórę” prowadzącego zajęcia. Jeżeli ziomek specjalizujący się w baroku i oświeceniu, wymaga od nas nauczenia się całej historii powszechnej, to chyba można się domyślić że będzie nas pytać najbardziej o I Rzeczpospolitą, a nie wojnę secesyjną. Jeżeli ziomek od edytorstwa był przez cały rok wredny, to zapyta o wredne szczegóły, a jeżeli był miły, to zapewne rzuci coś o drukarstwie przez XX wiekiem, o którym można napisać wszystko. Wroga trzeba analizować 😀
PS. Wertera pewnie mi wcisną na studiach i przez to zrozumiem, o co tak naprawdę w nim chodziło, i wszyscy ludzie gadający o „łzawe, samobójcze” będą mnie wkurzać :c
Potrzebowałam tego tekstu jak nigdy!
Dziękuję! :))
Bardzo podobał mi się Werter, przeczytałam od deski do deski w jeden dzień i była to naprawdę przyjemna lektura 😉
w LO nie przeczytałam ani 1 streszczenia lektury, nie mówiąc o jakiejś całej powieści. Mega dziwne, to teraz czytam mega dużo, zawsze czytałam mega dużo w sumie w LO też ale wolałam Grocholę 😀
Mature z Polskiego zdałam nieźle, w ogole zdałam mature i to zaskoczyło wszystkich nawet mnie, bo nie miałam w LO ani 1 zeszyty do żadnego z przedmiotów 😀 w sumie miałam wy*ebane i nie chodziłam tam po to, aby się uczyć – tylko miło spędzić czas.
Za to na studiach idzie mi całkiem spoko, bo wkońcu robię to co lubie i uczę sie tego, czego zawsze chciałam… no i w LO wyszalałam się jak moi rówieśnicy na studiach 😀
Mi się Werter podobał ale nie znalazłam dotąd NIKOGO, kto by moje zdanie podzielił!
Za tydzień mam super hipermega ciężki egzamin z dwóch semestrów i nie wiem, gdzie uciekać. 🙁
Bardzo ciekawy wpis 😀 Mi się Werter podobał,chociaż i tak 'Faust” najlepszy:)
Tak mi się nasunęło: tylko krowa nie zmienia poglądów. 😛
To coś dla mnie! W poniedziałek mam egzamin końcowy i obronę 😀 Już rok przeleciał Aniu :O
Jak było Ania?! :*:*
Zdane! Nie jestem już studenką. Ake Kangura będę czytać dalej 🙂
Cudownie gratulacje Aniu! :* W końcu musi się ta Świnka z tym Kangurem też spotkać! 🙂
Ja! Mi się podobał Werter! Chociaż poniżej zauważyłam, że ktoś napisał, że to aż prosi się o fale samobójstw. Cóż, to prawda 😉
szkoda, że nie trafiłam na Twój blog kiedy byłam studentką. Przydałyby mi się Twoje porady.
Miło słyszeć, ale mam nadzieję, że nie było tak źle! 🙂
KOCHAM WERTERA!!!! moja najukochańsza książka <333
Jestem w szoku. ;D
Mi się podobał, przeczytałam od deski do deski z zapartym tchem, pozdrawiam. 🙂
Aaa, to ciekawe! 🙂
Życie studenta to nie żarty 😉 Jak to dobrze, że mam to już za sobą 🙂 Powodzenia 🙂