Czasem wydaje mi się, że idee przekazywane przez różne książki czy artykuły rozwojowe kłócą się ze sobą. Raz słyszymy o tym, by się rozwijać, uprawiać sporty, uczyć się języków, uczęszczać na różne kursy, mieć swoją pasję, przeć naprzód, nie poddawać się. Kult człowieka zapracowanego i uparcie dążącego do celu jest coraz bardziej popularny. Z drugiej strony mówi się o tym, by cieszyć się chwilą, tym, co jest tu i teraz. By nie gnać tak ciągle, by rozkoszować się każdym gryzem spożywanego posiłku, zachwycać się otaczającym nas światem. Kolejnym elementem tej góry sprzeczności jest zarządzanie sobą w czasie. Bardzo modny temat, który naprawdę lubię. Czy jednak ścisłe planowanie dnia co do godziny jest dobrym pomysłem? Moim zdaniem nie można dać konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Wszystko zależy od tego jak podchodzimy do naszego terminarza. Wszystko zmienia się, gdy to nie my zarządzamy naszym czasem, a czas rządzi nami.
I jak tu pogodzić te wszystkie elementy. Jednocześnie czując, że się rozwijamy, ale tak, by życie nie przelatywało nam przez palce. Poszukiwanie złotego środka w czym tylko się da, to obok wiecznego ułatwiania sobie życia, jedno z moich ulubionych zajęć. 🙂 Prawda jest taka, że ciężko prowadzi się powolny tryb życia mając wpisane w plan dnia: pracę, naukę, sport, dom, pasję i parę pomniejszych spraw. Nie mamy czasu, żeby wyluzować, spędzić czas nic nie robiąc. Ciągle musimy mieć jakieś zajęcie. Jeśli wiesz, o czym mówię, to być może jesteś rozwojowym nałogowcem i przyda Ci się podlinkowany tekst. 🙂 Z drugiej strony osoba o lekkim podejściu do życia, może po pewnym czasie zauważyć jak wiele okazji marnuje, mieć wyrzuty sumienia i być niezadowoloną z siebie.
A tę piosenkę gorąco polecam pracoholikom, genialna puenta. Pewnie znacie. 🙂
Odpowiednia organizacja.
Z pomocą może przyjść mądra organizacja czasu. Pisałam o tym co nie co w tekście Uwaga na planowanie czasu!. Nie warto narzucać sobie wielu obowiązków do wykonania w przeciągu jednego dnia. I tak zrobimy tylko część z tego, a poziom frustracji będzie wzrastał z dnia na dzień. Dla mnie mega ważnym elementem jest wpisywanie do kalendarza czasu na odpoczynek. Kiedyś miałam z tym duże problemy, nawet dzieliłam się nimi z na blogu, ale teraz czuję, że dobrze radzę sobie z świadomym wypoczynkiem, dlatego mogę śmiało powiedzieć, że to działa. Mój chłopak z początku pomysł negował, no bo jak to tak wszystko planować, nawet odpoczynek! Żadnej spontaniczności w tym życiu! Teraz widzę, że często sam planuje swój czas, a nawet relaks, więc chyba zmienił zdanie. 😉
Luz.
Czasem po prostu odpuścić. Nie zaplanować dnia, nie wypełnić całej listy zadań, olać sprawę. Serio. Nic się nie stanie jeśli raz odpuścisz sobie trening. Robisz to w końcu dla siebie, a nie dla cyfr. Nic się nie stanie, jeśli raz olejesz zadanie domowe. A łazienka nie obrazi się na Ciebie, gdy umyjesz ją następnego dnia. I nawet jeśli zamiast tych czynności zdecydujesz się na leżenie w łóżku i oglądanie seriali, to nadal nic się nie dzieje. Haczyk tkwi w tym, by umieć to robić bez wyrzutów sumienia.
Wczesne wstawianie.
Wstawać wcześnie, ale umieć spać do 10. Wczesne wstawanie wydaje mi się w tym przypadku kluczem do sukcesu. Jeśli sypiasz ponad 8 godzin dziennie, to może warto spróbować skrócić ten czas? To w końcu 1/3 Twoje dnia, czyli 1/3 Twojego życia. Ja sypiam 6-7 godzin dziennie. Bywa różnie, zwykle dłużej w weekendy, bo wtedy nie nastawiam budzika, gdyż mój organizm przyzwyczaił się do tego trybu i nie przekroczy 7 godzin snu. Do skrócenia czasu spędzanego w łóżku przekonały mnie proste obliczenia. Pomyślałam sobie, że mając 80 lat, tak naprawdę przeżyję zaledwie 54 lata, bo 26 prześpię! Masakra. Skracając sen zaledwie o godzinę i śpiąc 7 godzin zyskujesz w swoim 80-letnim życiu ponad 3 lata! Wiesz ile rzeczy można zrobić w 3 lata?! Godzina czy dwie dodatkowego czasu w ciągu dnia brzmi jak zbawienie. Wtedy można na spokojnie przygotować posiłki, czytać książki, czy jak śpiewa Agnieszka Chrzanowska „zagapić się na własny cień”. Z drugiej strony są takie dni, gdy czuje się, że jednak jest się człowiekiem, a nie maszyną i po prostu ma się ochotę pozostać w łóżku do 10:00. I mimo wszystko to też jest okej. 🙂
Druga piosenka na dziś, ależ muzykalny wpis! Włączamy za każdym razem, gdy mamy wyrzuty sumienia z powodu lenistwa. Słuchamy w kółko, aż przejdzie.
Czas poświęcony na odpoczynek może okazać się bardzo inspirującym. Ja osobiście byłam naprawdę zaskoczona, gdy wprowadzałam tę zasadę w życie. Jestem ciekawa, jak to wygląda u Was. Potraficie „zagapiać się na własny cień”, czy może ciężko jest Wam zabrać się do pracy? Jak godzicie ze sobą rozwój i slow life?
do następnego czytania!
Ania
33 Responses
Szukanie złotych środków to coś, co bardzo do mnie trafia 🙂
Ale nie, ja nie planuję. W każdym razie nie aż tak skrupulatnie. Dla mnie w tym łączeniu przeciwieństw ważne jest to, żeby nie robić wielu rzeczy na raz. Lepiej funkcjonuję, kiedy poświęcam maksimum uwagi jednemu zadaniu. Kiedy je skończę, mam spokojną głowę i mogę poświęcić się czemuś innemu lub właśnie bez wyrzutów sumienia odpocząć. Wiem, że dziś promuje się multizadaniowość i że u niektórych się to sprawdza. Jenak nie u mnie. Ja rozumiem slow life właśnie poprzez poświęcanie pełnej uwagi temu, co dzieje się w tej chwili. A to również sprzyja większej efektywności.
(Dziś już muszę zaopiekować się moją łazienką, bo z całą pewnością strzeli focha 😉
Chyba już się nie promuje mulitzadaniowości, bo mam wrażenie, że wszyscy teraz mówią o tym, żeby skupiać się na jednym. 😀 Ja multitasking lubię np. w przypadku słuchania audiobooków i gotowania, biegania czy sprzątania. 🙂
Tak, jakieś nie tak dawne badania dowiodły, że wielozadaniowość jest szkodliwa dla produktywności. Nawet wśród kobiet, które radzą sobie z tym lepiej, niż mężczyźni. Inną sprawą jest, że prawdziwa wielozadaniowość nie istnieje, a jedynie quasiwielozadaniowość, ponieważ mózg jednocześnie nie potrafi się skoncentrować na dwóch rzeczach nie tracąc przy tym na produktywności. Jedyne, co potrafi, to szybko przeskakiwać z jednej rzeczy na drugą i na odwrót. Wyjątkiem są rzeczy, które mamy zautomatyzowane.
Znów czytasz mi w myślach. Zaczęłam czytać i w głowie pojawiło się 'wszystko jest kwestią dobrej organizacji’ i proszę: piszesz o niej w kolejnym akapicie 😀 Niesamowite. A za statystyki o czasie snu dziękuję! Mam teraz konkretny dowód że lepiej jest mniej spać bo zawsze się o to kłócę z kolegą, który śpi 10 godzin dziennie 😀
Nieźle, no to może dodasz mu parę lat życia ;d
Ja coraz bardziej odkrywam i doceniam możliwości kontroli nad umysłem. Wszystko jest kwestią planowania i nastawienia. Dla mó
Ja coraz bardziej odkrywam i doceniam możliwości kontroli nad umysłem. Wszystko jest kwestią planowania i nastawienia. Dla mózgu nie ma nic bardziej męczącego, niż stres.
Pierwszym krokiem jest więc umiejętność dystansowania się. Nie potrafię tego dobrze wyjaśnić komuś, kto może mieć problemy ze stresem. Nie jest to ani niedopuszczanie, ani ignorowanie ani zamykanie w sobie stresu. To trochę tak, jakbym był doskonale aerodynamiczny – stres po prostu mnie opływa, nie zostawiając na mnie żadnego śladu.
To akurat mam jakby wrodzone, ale z umiejętnością dystansowania się wiąże się także spore niebezpieczeństwo, ponieważ może prowadzić do lenistwa i tumizwisizmu. W parze z dystansem musi więc iść inna ważna umiejętność – samodyscyplina, która przez całe moje życie była dla mnie problemem, ale ostatnio nad nią pracuję. Odkryłem fascynującą rzecz – jeżeli jestem w stanie utrzymać dobry balans między stanem zrelaksowania a stanem zaangażowania, to jestem bardzo produktywny, mój umysł jest chłonny, a wieczorem, dzięki satysfakcji z dnia spędzonego z pożytkiem mam nieraz więcej energii, niż rano.
Najtrudniejsze jest wyćwiczenie umysłu, żeby zachował taki stan bez względu na okoliczności. Jeśli masz trzy razy za mało czasu niż pracy do wykonania to trzeba olbrzymiej samokontroli, żeby nie rzucić się do roboty a usiąść i spokojnie poświęcić część napiętego czasu, by ułożyć plan działania. Weźmy mnie dzisiaj – zaspałem. Obudziłem się jakieś 5 minut po tym, jak powinienem wyjść. Zamiast rzucić się po ubranie usiadłem, odprężyłem się i ułożyłem na szybko plan: ruski prysznic -> ubranie -> spakować funkcje zespolone i prawdopodobieństwo -> wziąć kasę na jedzenie i tramwaj. Gdybym chaotycznie rzucił się do pakowania i ubierania, zajęło by mi to więcej czasu, bo moje planowanie byłoby rozproszone i niezorganizowane. Poza tym pewnie zapomniałbym portfela. Można co jednocześnie robić jedną rzecz i planować następną, ale siódma rano to dla mnie za wcześnie na takie rzeczy. Na uczelnię dojechałem na czas.
Z tego płynie morał, który chcę wypróbować w ciągu miesiąca: jeśli umiesz utrzymać odpowiednie nastawienie to prawie nie potrzebujesz odpoczynku:)
Podoba mi się stwierdzenie, że stres Cię „opływa”. Uwaga! W szybkim czasie udało Ci się mnie zaskoczyć. Nie znałam słowa „tumiwisizm”, ciekawe ;D Uwielbiam uczucie wieczornej satysfakcji z produktywnego dnia! Nie zawsze mam więcej energii, ale na pewno jest to przyjemne. Twoja poranna przygoda odpowiada przysłowiu „gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy” i rzeczywiście tak jest, obserwuję to również u siebie. 🙂 Coś w tym nastawieniu jest, ale kurczę nie wiem czy się tak zawsze da. To jest dobre na krótką metę, ale na pewno nie na cały czas. Hmm, bo jednak musimy odpoczywać. 🙂
Odpowiednie nastawienie jest jak mięsień – im częściej i regularniej je ćwiczysz, tym mniej wysiłku będzie Cię w przyszłości kosztować jego użycie.
Oczywiście sam też lubię czasem nic nie robić, ale nie odczuwam takiej potrzeby. Wynika to bardziej z mojego lenistwa. Mój dobry, stary (dosłownie stary) znajomy mawia, że odpocznę w grobie:)
Ciekawostka: zauważyłem ostatnio, że trudniej jest mi odpoczywać niż pracować. Nie, nie jestem pracoholikiem, ale chodzi o to, że nie mam problemu, żeby tak po prostu zasiąść do nauki, ale gdy sobie tak nagle spontanicznie nic nie robię, to odczuwam jakiś taki dyskomfort, że nie powinienem. Kiedy z kolei zaplanuję sobie odpoczynek z wyprzedzeniem to nie mam tego problemu:)
To coś jednak musi znaczyć. 🙂 A co do nastawienia, to nie wiem, czy można je ćwiczyć, ono po prostu jest. Można starać się je zmienić, poprawić, przez odpowiednie wytłumaczenie swoich zachowań, czy myśli, ale wydaje mi się, że nie można wszystkiego wkładać w takie ramy. Hmm…
Opiera się to na tym, jak działa nasz mózg, czyli na neuronach i na połączeniach między nimi. Każda aktywność mózgu to tworzenie się nowych połączeń, co jest kluczową wiedzą dla eliminacji złych nawyków i wprowadzania nowych. Np. ludziom, którzy mają problemy z natychmiastowym wstawaniem poleca się 2-3 razy w ciągu dnia ubrać to, w czym śpimy, wejść pod kołdrę, nastawić budzik na 5 minut i wstać natychmiast, jak tylko zadzwoni. I te metody kilkukrotnie poprawiają efektywność.
Nie mam twardych dowodów, że tak samo jest z nastawieniem, ale jestem o tym przekonany. Niemniej nie namawiam. Twoje praktyki i bez tego są prawdopodobnie lepsze niż 90% ludzi:)
Mojemu chłopakowi podoba się pomysł z trzema drzemkami, powiedział, że sprawdzi to. 😀
Też tak mam! Gdy się chaotycznie spieszę, robię hola stop. Zwalniam, oddycham dwa razy głębiej, robię to dwa razy wolniej. A i tak idzie mi wszystko dwa razy szybciej! 🙂
A ja właśnie mam inne doświadczenia, choć nie wiem jak długo jeszcze to potrwa. Pod koniec zeszłego roku strasznie się spinałam, planowałam, liczyłam ile czasu na co tracę. Był to slow life, ale nic nadmiernie spontanicznego. Był tez przede wszystkim ciągłe myśli co tera, co dalej i tym podobne. Gdzieś na przełomie stycznia i lutego olałam wszystko zasłuchując się w jedną, druga płytę. Przestałam się spinać jeżeli na prawdę nie muszę rano wstać lub tego nie czuję. Przestałam planować. Trochę idę na żywioł, plany są, ale nie takie, że tyle czasu na dany punkt poświęcam. Że prześpię coś ważnego i ucieknie mi tyle lat, to co, może jednak będę dzięki temu zdrowsza i miała więcej siły na realizowanie marzeń. 🙂
Super, że wyluzowałaś, trzeba w tym wszystkim umieć znaleźć równowagę, a co do snu to badania wykazują, że spanie powyżej 8 godzin wcale nie jest zdrowe.:)
Ja muszę przyznać, że mam problem z nic nie robieniem. Gdzieś zawsze jest to okupione wyrzutami sumienia. Staram się z tym walczyć i pozwalać sobie na lenistwo, ale niestety nie zawsze mi to wychodzi. Od teraz będę w kółko odsłuchiwać tę piosenkę, może wyrzuty sumienia znikną 😉
Na mnie działa. 🙂 Też byłam kiedyś w takiej sytuacji jak Ty, ale nie da się tak wiecznie żyć. W końcu uznałam, że się tylko w ten sposób wykańczam. Powoli, bo powoli, ale zmieniłam nastawienie. Życzę Ci tego samego! 🙂
To prawda. Tak się nie da. Mam nadzieję, że też uda mi się to całkowicie zmienić 🙂
Ja nie mam najmniejszego problemu z lenistwem. Praktykuję. Mam potrzebę wrażeń, ale dla równowagi potrzebuję czasami wyłączyć mózg i nie robić NIC. Teraz jets taki szął na produktywność, kreatywność, rozwój… że zapomina się, że to NIE DA nam szczęścia jeśli będziemy ro wszystko robic wbrew sobie, nawet nieświaodmie.
Świetne rady dla pracoholików! :))
Piwo dla tej Pani!
Bardzo dobre rady! Mnie narazie udaje się łączyć pracę, pasję, rodzinę i jeszcze mieć czas na odpoczynek, ale mam czasem momenty krytyczne, gdy nie wiem w co ręce włożyć… Wtedy faktycznie warto chwilę odpocząć i nabrać dystansu, a potem wszystko znowu idzie lepiej 🙂 Pozdrawiam!
1. Na przykład praktykuję nic-nie-robienie, w którym paradoksalnie robię (tzn. myślę!) najwięcej. I najprościej. Bo bez pośpiechu. W końcu nic nie robię, to mogę sobie pozwolić 😉
2. Plan działania rozpisuję na cały tydzień. Jeśli nie wyrobię się w poniedziałek, nie frustruję się, że przekładam na wtorek. Rzeczy codzienne i rutynowe nie wpisuję na listę w ogóle, bo wcale mnie nie rajcuje tracenie czasu na pisanie dla pisania i skreślanie dla skreślania. I tak muszę te rzeczy wykonać i tak.
3. Skupiam się na rzeczach, które mnie pchają do przodu – czyli te, których nikt mi nie narzuca, ale które dają mi najwięcej satysfakcji. Na wszystkie pozostałe (wypełniacze czasu, sprzątanie, rzeczy mało rozwijające) nastawiam sobie czasomierz, i robię to tylko tyle, ile założyłam. Czyli np. 30 min. Nie wyrobiłam się? Trudno. Nic się nie stanie. A ja mam ważniejsze kwestie do spełnienia 🙂
4. Nauczyłam się nie liczyć czasu dla: rodziny, pasji, wiary. To fundamenty, których się nie da wstawić w ramy. Tu można dryfować, zagapiać się, zamyślać, śmiać do rozpuku :))
Byłoby tego więcej, ale i tak nikt tego nie będzie czytał 😉
Zawsze podziwiałam moją mamę, że prowadząc dwie firmy, dom z 7 ludzi (z czego 2 młodszymi niż 10 lat) i dbając o mojego młodszego brata i jego nerki, jakoś ma siłę wstawać rano. Ale ostatnio zauważyłam, że jej słabym punktem jest planowanie – chciałaby zrobić wszystko od razu, o wszystkim pamiętać i jeszcze pilnować każdego aspektu domowego życia. Kiedy usiłowałam namówić ją do robienia co sobotę listy „do zrobienia” w sensie samego sprzątania, to odpowiadała, że i tak nie pamięta teraz o wszystkim, co trzeba zrobić, a nie uważa, żeby przerywanie zajęć po to, żeby coś zapisać jest bez sensu.
Chyba muszę jej pokazać ten wpis 🙂
Haha, będzie mi bardzo miło. 🙂
Niesamowitą masz mamę, naprawdę podziwiam, że daje radę! 2 firmy i tylko osób w domu?! Doskonały przykład na to, że jednak się da być kobietą i spełniać się zawodowo mając dzieci. 🙂
Oj, idealnie trafiłaś z tym postem:) Ja jestem właśnie na etapie znajdowania wspomnianego przez Ciebie „złotego środka”. Nie wiem, dlaczego, ale ostatnio tylko to ciągle chodzi mi po głowie. Ale wychodzi mi to na dobre, ponieważ stopniowo i chyba troche podświadomie wprowadzam w życie pozytywne nawyki. Jednak największym problemem jest dla mnie to, że ciągle myślę, że powinnam więcej robić i mam wyrzuty sumienia, kiedy coś sobie odpuszczam z braku energii lub straty zainteresowania. Na szczęście mi to przechodzi powoli 🙂
Pozdrawiam
Teraz, to chyba każdy ma takie wyrzuty sumienia. Trzeba z tym walczyć i tyle. 🙂
Z tym skracaniem czasu to zaprotestuję. Bodajże Eliade miał dokładnie ten sam pomysł, żeby skrócić sobie sen. On to jeszcze miał plan, żeby co jakiś czas skracać coraz bardziej i bardziej, ucinając po kilka minut. I cóż, nie udało się. Organizm się po pewnym czasie upomniał. To ile potrzebujemy spać jest dla jest mocno indywidualną sprawą, niektórym wystarczy 5 godzin inni potrzebują ponad 9, te umowne „8 godzin snu” to takie mniej więcej, w które na dobrą sprawę większość ludzi się nie wpasowuje. Organizm ludzki oczywiście do pewnego stopnia jest elastyczny i na jakiś czas pozwala sobie skracać dawki snu, ale spokojnie, upomni się o to w końcu. Dlatego nie wydaje mi się, by byłaby to dobra rada, kogoś może wpędzić we frustrację.
Ogólnie bardzo przyjemny blog, trafiłam dziś po raz pierwszy i już wiem, że znów zajrzę!
Zapomniałam odpisać na ten komentarz, ach ja! Znam te teorię o skracaniu snu czasem i do 4,5 godzin, spaniu w rożnych porach dnia i tak dalej, ale dla mnie to już przesada. Prawdą jednak jest,że wielu osobą przydałoby się skrócenie snu (np. moja siostrze, które jeszcze śpi, a jest 10:30 :D). Dlatego zaproponowałam godzinę. Rewolucji to nie wprowadzi, a jednak mamy godzinę więcej da siebie w ciągu dnia! 😉
A no to to co innego, teraz to się zgadzam :^)
Ja mam wieczny problem z wyrzutami sumienia. Ciągle w mojej głowie pojawia się ” Przecież tyle mogłam zrobić”. Chyba najważniejsze, żeby nabrać do tego wszystkiego dystansu i wrzucić odrobiną na luz. Tylko jak to zrobić mając w głowie tyle planów i pomysłów? 😉
Oj znam to! Przydatne jest wtedy wpisywanie odpoczynku w nasz plan dnia. Wtedy widać, że jednak coś robiliśmy, co zajmuje miejsce w planie. 🙂
Wczoraj pojechałam, całkiem sama z aparatem na wycieczkę rowerową. Jakie to cudowne uczucie i niesamowity odpoczynek, chociaż aktywny. Odpoczywanie jest super i dodaje energii jak nic innego 😉
Też sobie czasem urządzam takie samotne wycieczki rowerowe i uwielbiam to! Piąteczka! 🙂