Obijam się o ściany internetu, sprzątam nawet pod łóżkiem i z fascynacją przeglądam stare bilety, znalezione na dnie portfela. To może oznaczać tylko jedno. MUSZĘ SIĘ UCZYĆ.
No cóż, nie mam wyjścia. Niektórzy mają większe problemy, chociaż i tak wydaje mi się, że mam się najgorzej na świecie. I co wtedy robić? Jak zmotywować się do nauki, ruszyć tyłek i zacząć działać. Nie ma na to jednego rozwiązania, bo ważne jest samozaparcie i chęć. Albo przymus 😉 W takiej sytuacji można jednak sobie delikatnie pomóc. Poniżej parę moich sposobów na zmobilizowanie się do nauki.
- Planuję dokładne godziny nauki. Jeśli wiem, że uczę się od 16 do 17, a później mam 20 minut przerwy, to lepiej mi się uczy, bo wiem, że nie będzie to trwało wieki. Ustalam sobie 2,3,4 takie bloki. Ustalam też od której godziny mam czas dla siebie. Wtedy bardziej chce mi się uczyć, bo wiem, że o 20 będę np. oglądać film, albo czytać książkę. Myśl o tym, że miałabym poświęcić czas relaksu, dla wieczornego kucia, świetnie mnie motywuje.
- Robię sobie przerwę. Wcześniej, gdy siadałam do książek, a nauka mi nie szła, to i tak się męczyłam i nie odchodziłam od biurka. Teraz, gdy co najmniej przez pół godziny nie potrafię się skoncentrować, to najzwyczajniej odstawiam wszystko na bok i idę porobić coś przyjemnego. To może być drzemka, książka, sport cokolwiek tylko chcesz. 🙂
- Robię sobie smaczne jedzonko. Prawda jest taka, że ucząc się i jedząc nie potrafimy się dobrze skoncentrować na przyswajaniu wiedzy. Ale! Jeśli chodzi o zmobilizowanie się do nauki, to jest to bardzo dobry sposób. Sama wizja uczenia staje się wtedy o wiele przyjemniejsza. Ja zwykle potrafię się skoncentrować dopiero po spożyciu posiłku, ale przynajmniej udało mi się usiąść i otworzyć notatki, a o to przecież chodziło.
- Oglądam motywujący filmik na YT, zwykle z tej playlisty. Czasem przydaje się usłyszeć „Tak, jesteś super! Dasz radę!”. I takie tam inne.
- Wyznaczam sobie nagrodę. Tego triku nauczyła mnie Ania, co maluje. Bardzo dobrze sprawdza się przy większych wyzwaniach, jak np. pisanie pracy licencjackiej. Ja za 1 rozdział kupiłam sobie piękną czapę w kolorze pudrowego różu z Mohito. Oczywiście z tej metody można korzystać przy nauce do testów, sprawdzianów, kartkówek, z tymże nagrody powinny być wtedy odpowiednio mniejsze. Np. W nagrodę za nauczenie się na test, zobaczę wieczorem film lub zjem ulubiony smakołyk.
- Dzwonię do koleżanki ze studiów. Dostaję motywacyjnego kopa, gdy dowiaduję się, że ona już jest w połowie zadanego materiału, a ja jeszcze nic nie tknęłam. Innym razem znajduję u niej pocieszenie, bo okazuje się, że nie jestem jedyną osobą, która jeszcze nic nie zrobiła.;)
Sądzę, że to wszystkie moje sposoby na studenckiego lenia. Jeśli macie dla mnie jeszcze jakieś rady, to śmiało piszcie! Tymczasem zmykam, bo wiecie co? Muszę się uczyć.
buziaki!
Ania
PS Jeśli uważasz, że ten wpis mógłby przydać się Twoim znajomym, to proszę podziel się nim za pomocą kółek poniżej. Będę ogromnie wdzięczna!
22 Responses
O, z tą czapą i pracą licencjacką to mi dałaś do myślenia, a nawet podsunęłaś mi pomysł. Dłubię w tym moim licencjacie i dłubię i nic konkretnego z tego nie ma. Termin oddania pierwszego rozdział nieubłagalnie się zbliża, a ja ledwo jedną stronę napisałam i to w ogromnych mękach. Muszę tylko się zastanowić co wybrać za nagrodę – nowa torebka czy może jakieś niezdrowe jedzenie? 😉
Torebka ;d Droższe i bardziej motywuje.:)
Z jednej strony masz rację, ale to droższe zaboli dużo bardziej portfel. W moim odczuciu obie te rzeczy stoją na równi, bo mam mocne postanowienie, by do minimum ograniczyć (lub nawet w ogóle wyeliminować) spożywanie fast foodów.
No to tym lepiej 🙂 Wybierz po prostu coś, co Cię na pewno zmotywuje do pisania 🙂
Mój licencjat leżał i kwiczał tylko ze spisem treści, ale zmobilizowałam się przez weekend i jeśli dobrze pójdzie to wieczorem skończę pierwszy rozdział a jeśli bardzo dobrze pójdzie to jutro stworzę metodologię i w środę nawiedzę promotora. U mnie najlepiej sprawdza się myśl „raz, dwa i po bólu” 🙂 W sumie nie mam szczególnych sposóbów (choć obowiązkowo robię sobie przerwy) a jedyną nagrodą jest zaliczenie egzaminu/projeku, kolosa, choć jakaś nagroda w postaci zakupów może motywować 🙂 Przy tej mojej już 15 sesji podobnie było od 2 roku wychodzę z założenia, że lepiej zabrać się wcześniej, mieć z głowy i bawić się, kiedy inni się męczą.
Ja się czuję jakbym miała mieć dożywotniego lenia ;( i nic nie działa ;(
Idealny post dla mnie! Za tydzień mam egzamin z ekonomii, który strasznie mnie stresuje, bo to zupełnie nie moja działka (tak to jest jak się ma ekonomię na dziennikarstwie) :< Chyba po prostu muszę się do tego zabrać i mieć z głowy! 🙂
Dokładnie o to chodziło 🙂
Parę lat później 'nie chce mi się uczyć’ zamienia się w 'nie chce mi się pracować’ 😀
Ale z Twoich metod najlepiej działa na mnie planowanie. No i jak już zacznę to jakoś idzie. Najtrudniej się przemóc i przykuć uwagę do zadania przez pierwsze 5-10 minut. Później jakoś idzie 🙂
Dokładnie. Później, to mi się nawet wydaję, że to takie proste i nie wiem czemu wcześniej tego nie zrobiłam ;p
Moja niechęć do nauki własnie przerodziła się w planowanie jak zmusić się do pracy. 🙂 Osobiście jak na studiach rozmawiałam z koleżanką to obie si tak motywowałyśmy, że kilka godzin później żadna z miejsca nie ruszyła. Praca dyplomowa szła mi dobrze i bez nagród, grunt to znaleźć interesujący nas temat i trafne rozwiązanie.
Uzależnienie od filmów nie pomagaaa 🙁 Na mnie działa chyba tylko presja czasu i ogromniasty stres jaki temu towarzyszy. Nie ma siły żebym zmotywowała się wcześniej 😀 Przykład z życia: Obroniłam pracę inżynierską 1 grudnia, 20 stycznia (tak, to za TYDZIEŃ) mam egzamin inżynierski z 3.5 roku studiów. Oczywiście nic nie zrobiłam przez calutki grudzień oprócz pieczenia ciasteczek i świątecznych porządków 😀 A za naukę wzięłam się po Trzech Królach 😀 Czyli 7 stycznia 😀 A teraz oczywiście zarywam nocki (na nauce i blogowaniu (to też kiedyś muszę robić :P)). Gdzie tu logika? 😀
Do mnie nigdy nic z tych rzeczy nie przemawiało 🙂 tym bardziej nie rozumiałam ludzi, którzy biorą się za sprzątanie, gdy mają się uczyć – miałam i bałagan (artystyczny nieład!) i byłam nienauczona. Nadrabiałam zawsze w ostatnim momencie, choć nie powiem, żebym była z tego dumna. Zwyczajnie nie potrafiłam się uczyć, bo w szkole zapamiętywałam wszystko z lekcji, a gdy przyszedł ten etap nauki, że trzeba było samemu wszystko „wkuć” to byłam na przegranej pozycji 🙂 Na szczęście mam dobrą pamięć (choć krótką) i to co zdążyłam przeczytać przed egzaminem to raczej pamiętałam 🙂 Powodzenia! 🙂
Ta playlista jest niesamowita! Wzruszyłam się wielokrotnie, ale przede wszystkim zmotywowałam! Coś fantastycznego!
Nawet nie wiesz, jak się cieszę!
Dodaj jeszcze: posprzątam wszystko co się da. Wtedy, z poczuciem dumy z siebie, zasiada się w czyściutkim pokoiku do książek (albo jak w moim przypadku – bierze się za pożyteczne rzeczy).
To jest dobra metoda, o ile potrafisz się zatrzymać. Bo ja to czyszczę potem każdą szparę, zaczynam układać w szufladach i za bardzo się rozkręcam ;d
No faktycznie – sprzątać można by na okrągło… ale w sumie czas by się kiedyś skończył… Tylko, że wtedy ten na naukę też. Chyba zły przykład na mobilizację dałam 😉 albo dobry ale nie wnikajmy – posprzątać tak z wierzchu :).
Dzieki za rady!
Ależ nie ma za co! Polecam się na przyszłość. 🙂
Najgorsza jest zawsze końcówka sesji.. za nic w świecie nie mogę się zmobilizować do nauki na ten ostatni i (niestety) najgorszy egzamin :c cały styczeń nauki po nocach wykańcza całkowicie, a to i tak nie koniec.. :/ moja mobilizacja: wieczór, ciepły koc i herbata… duuuużooo herbaty! Powodzenia wszystkim innym, którzy tak jak ja, mają teraz sesję!!
Jak poszło Kingo? Jak się teraz czujesz? 🙂