Oprócz francuskiej kawiarenki w Wilnie odwiedziłam jeszcze parę innych miejsc. Paryska knajpka miała swój urok, atmosfera była niesamowita, zresztą pisałam o tym w relacji. Nie zamówiłyśmy tam nic szczególnego, bo dopiero co wyszłyśmy z innej kawiarni. 😉 Tak nas ciągło do tego małego Paryża!
W Cafe Montmartre chciałam zamówić coś, czego jeszcze nigdy nie jadłam. I tak oto zamówiłam sobie gofra. Nie myślcie, że nie jadłam nigdy gofrów, ale sądziłam, że nie jadłam nigdy belgijskich wafli. A tu taki goferek. A to niespodzianka. Przynajmniej czegoś się nauczyłam.:) W kawiarence piłam zieloną herbatę z mango i cytrusami, która pięknie pachniała, ale niestety była tylko aromatyzowana i nie aż tak smaczna, jakby się mogło wydawać. Ale i tak muszę poszukać takiej u nas. (Możecie coś polecić?) Kawiarnia znajduje się parę kroków od Ostrej Bramy na pewno traficie tam bez problemu, dla tej atmosfery warto.
Tradycyjne litewskie cepeliny są kolejnym wariantem kuchni słowiańskiej. Zauważyliście, że w naszym rejonie tradycje kręcą się wokół dań mączno-jajeczno-ziemniaczanych? Pierogi, pyzy, kopytka, kluski, kartacze czy cepeliny, wszystko robione na podobnej zasadzie i wszystko takie pyszne. 🙂 Cepeliny jadłam dwa razy. Nie wiem, które były lepsze. Te przysmażone przypominają smakiem placki ziemniaczane, a te gotowane smakują jak pyzy.
Z racji studenckiego życia finansowanie moich podróży opiera się na odłożonych pieniądzach ze stypendium, dlatego staram się wszystko robić jak najmniejszym kosztem, ale i tak zawsze zdarzy mi się sytuacja, która zniweczy moje plany i nadszarpnie budżet. Nie zbankrutuję z tego powodu, ale męczą mnie potem wyrzuty sumienia. Tym razem udałyśmy się do upatrzonej w Republice Zarzecza kawiarenki (spodobał nam się szyld w postaci croissanta). Przeleciałam wzrokiem po cenach i stwierdziłam, że jest bardzo tanio. 1,7 za babeczkę, albo kawałek ciasta i podobna stawka za kawę. Nie zwracając uwagi na ceny wybrałam przysmak dla siebie i zaproponowałam, żebyśmy dokupiły jeszcze makaroniki. Ola swobodnie zamówiła 9 sztuk, po 3 z każdego smaku. Trochę mnie zaskoczyło, gdy ekspedientka zażyczyła sobie prawie 15 euro, ale tak nas zatkało, że nic nie powiedziałyśmy (głupie). Sprawdziłam cenę na paragonie i okazało się, że każdy makaronik kosztował jedno euro. Jedno euro za makaronika boli jak cholera, wierzcie mi. 😉 Ale muszę przyznać, że były przepyszne, nigdzie nie jadłam tak dobrych.
Nim weszłyśmy do Cafe Montmartre odwiedziłyśmy kawiarnie sprzedającą tradycyjne wyroby Dziugas. Dużo serów, konfitur i smakołyków. Zjadłyśmy tam śniadanie i przeszłyśmy 10 kroków do znajdującej się naprzeciwko paryskiej kawiarenki. To dobre miejsce na zakupienie lokalnych produktów, chociaż ja akurat na nic się nie skusiłam.
Pisząc ten tekst trochę zgłodniałam. Z chęcią zjadłabym cepeliny, ale muszę zadowolić się resztą kremu z brokułów.:)
buziaki!
Ania
11 Responses
Poczułam autentyczny napływ śliny, zaraz muszę sobie zrobić kanapki 🙂
W Paryżu za makaroniki płaciłam chyba 2 euro za sztukę, też ból. U nas we Wrocławiu ostatnio znalazłam w jednej kawiarni chyba za 2,5 zł/szt, ale niestety, smakiem się do tych francuskich nie umywały.
To ja jestem jakaś rozpieszczona, bo u nas po 60 groszy! Chociaż nie umywają się do tych z Wilna i pewnie do tych z Paryża też nie. 🙂
Oj jak pysznie. Takich rzeczy nie robi się o tej godzinie 🙁
#zły #bloger :p
Dobrze że jestem po śniadaniu! Właśnie też zauważyłam, że kuchnia słowiańska jest taka kluskowa- uwielbiam! Więc jak tylko będę miała okazję zjeść te cepeliny to na pewno spróbuję 😀 Ps. Poleciłam ten post u Ani, która maluje bo akurat szukała co zjeść w Wilnie 😀 Ależ zbieg okoliczności nie? 😀
Jeju, my mamy zawsze te same skojarzenia ;p Miło, że poleciłaś,nic nie dzieje się przez przypadek ;d
Super zdjęcia, chętnie opublikujemy Twojego Bloga w naszym katalogu jusTFashion. Zgłoś bloga na http://www.justfashion.pl i zdobądź większe grono odbiorców. Pozdrawiamy jusTFashion
Też zgłodniałam 🙂 Ta babeczka wgląda tak misternie, że nie wiem co chciałabym zrobić bardziej, jeść, czy patrzeć 😀
O Boże…. ale bym zjadła takie ciacho <3
Ja też byłem w ostatnie Walentynki w Wilnie, ale z tradycyjnego jedzenia to tylko Cepeliny wciągnąłem 😛
Nie wiem jakim cudem umknął mi ten wpis! Dobrze, że jestem po śniadaniu. Od dziecka lubię kuchnię mączno-ziemniaczaną i bez wahania skusiłabym się na cepeliny, choć ciastka też wyglądają kusząco.