Studencki minimalizm w 5 punktach.

studencki minimalizm

Jestem zdania, że studia nie powinny przeszkadzać w rozwoju. Niestety rzadko się zdarza, by studia same w sobie były bardzo rozwijające. Studencki minimalizm wymyśliłam sobie jakoś na drugim roku, ale dopiero podczas trzeciego udało mi się w pełni wprowadzić go w życie. Tym tekstem chciałabym pokazać jakimi zasadami kieruję się podczas studiowania oraz opowiedzieć o tym jak to wszystko się u mnie zaczęło.

Moje podejście do studiowania bardzo ewoluowało na przestrzeni lat. Na pierwszym roku stresowałam się każdym kolejnym testem i traktowałam studia, jak jedyną życiową alternatywę. Bardzo bałam się, że nie zaliczę roku. Wydawało mi się, że wtedy skończyłby się świat. Moje życie kręciło się wokół studiowania. Zaczęłam gorzej się odżywiać, praktycznie nie odpoczywałam, nie miałam czasu dla siebie. Kto czytał moje dwa wpisy o tym dlaczego bezstresowe podejście do studiów jest tak ważne, ten dobrze wie, jak to się skończyło, a kto jeszcze nie czytał tego gorąco do tego zachęcam, ponieważ to bardzo ważne teksty na tym blogu.

Stworzyłam też kurs efektywnej nauki online, do którego możesz dołączyć w niższej cenie (w październiku cena wzrośnie). Jeśli chcesz ogarnąć swoje życie na studiach, uczyć się szybciej i mieć więcej czasu dla siebie, to koniecznie dołącz do kursu!

—> CHCĘ DOWIEDZIEĆ SIĘ WIĘCEJ O KURSIE EFEKTYWNEJ NAUKI! KLIK! <—

Po tym jak mój organizm zbuntował się przeciwko mnie musiałam wyluzować, a było to naprawdę trudne. Drugi rok był takim okresem, w którym to uczyłam się mieć czas dla siebie, uczyłam się odpoczywać, uczyłam się odpuszczać. Wtedy zaczęłam też poszukiwać dobrych i prostych sposobów na szybsze przyswajanie wiedzy. Tymi najlepszymi dzielę się z Wami w zakładce: jak się uczyć. Muszę jednak przyznać, że dopiero na 3. roku udało mi się osiągnąć stan, w którym studia były tylko częścią mojego życia, a nie całym życiem. Podzieliłam się wtedy z Wami moim planem „Studia bez spiny” i jestem ogromnie zadowolona z jego realizacji. Wiadomo, bywały gorsze dni, ale tak naprawdę w ciągu tego roku zaczęłam regularnie prowadzić bloga. Mimo, że musiałam znaleźć czas na pisanie pracy licencjackiej w obcym języku, na regularną naukę do kolokwiów. (u nas kolokwia zaczynają się 2-3 tygodnie po rozpoczęciu semestru i trwają do jego końca. Średnio mamy w tygodniu 2-3 kolokwia, a w gorszych okresach 4-5.), na bloga, no i na życie! Naprawdę czuję się jakbym odkryła idealną receptę na udane studia i jest nią właśnie mój studencki minimalizm.

studencki minimalizm

Na czym polega studencki minimalizm?

Ograniczam czas poświęcany na studia, by mieć go więcej dla siebie. Dla rozwijania swoich zainteresowań, dla bloga. Koniecznie zapytaj siebie, po co Ci ten czas, dlaczego chcesz mieć go więcej. Odpowiedź będzie głównym motywatorem Twoich działań. Nim zacznę opowiadać o tym, na czym polega studencki minimalizm.

1. Nastawienie

Podstawą studenckiego minimalizmu jest podejście do studiowania. Trzeba zapytać siebie samego: po co ja studiuję? Czy po to, żeby zaliczyć każdy przedmiot na najwyższą ocenę? Pytam też siebie o poszczególne przedmioty. Czy one mają mnie nauczyć czego przydatnego, czy są tylko zwykłym zapychaczem w rozległym materiale? Ile chcę poświęcić czasu na zaliczenie przedmiotu, który tak naprawdę do niczego mi się nie przyda? Czy naprawdę muszę dostać z niego piątkę? Oczywiście nie skupiam się tylko na negatywnych stronach studiowania. Zastanawiam się, co chcę z nich tak naprawdę wyciągnąć. Wybieram przedmioty, które są dla mnie ważne, przydatne lub po prostu ciekawe i to na nich się skupiam.

2. Organizacja.

Kolejnym krokiem jest odpowiednia organizacja. Właściwie to jest ona kluczem do sukcesu. Staram się skracać czas poświęcany na studia do minimum. Półtora godzinne okienko, spędzone na siedzeniu i czekaniu na następne zajęcia, tak naprawdę zostaje poświęcone studiom. Ja wolę w tym czasie napisać tekst, lub chociaż jego część. Mój sposób na segregację notatek również sprawił, że nie poświęcam nawet minuty na pakowanie się każdego dnia. Tak więc odpowiednia organizacja jest tutaj kluczowa. Planowanie posiłków, a nawet gotowanie ich większej ilości np. na dwa dni. również dadzą nam dodatkowe minuty. Maksymalnie wykorzystuję też limit nieobecności na zajęciach. Myślę, że robię to w rozsądny sposób. Nie jest tak, że nie idę na uczelnię, bo mi się nie chce. Najczęściej zostawiam te godziny na czas, w którym podróżuję. Tak było w zeszłym roku z Wilnem, Kopenhagą czy Łodzią.

3. Techniki szybkiej nauki

Ogromnie ważnym krokiem dla osób, które chcą wprowadzić studencki minimalizm w życie jest zainteresowanie się technikami szybkiej nauki. Tworzenie map myśli, systematyczna nauka z niektórych przedmiotów, regularne przerwy oraz jeszcze kilka sztuczek, sprawiły, że uczenie się zajmuje mi teraz znacznie mniej czasu. Jeżeli chodzi o różnicę w efektach, to w moim przypadku była ona niewielka. Gdybym stosowała te techniki i dodatkowo poświęcała tyle samo czasu na naukę, co wcześniej, za pewno wyglądałoby to inaczej. Ja jednak stosuję je po to, by osiągnąć te same efekty tyle że w krótszym czasie.

4. Odżywianie i ruch

Zdrowe odżywianie i ruch są wisienkami na szczycie minimalistycznego tortu. O ile z tym drugim nie zawsze było mi pod drodze podczas ostatniego roku akademickiego, tak na zdrowe i spokojne posiłki, które w dodatku przygotowywałam samodzielnie, zdecydowanie znalazł się czas. Zawsze pamiętam o tym, żeby zabrać pudełko ze smacznym, drugim śniadaniem na uczelnię. Nie objadam się, bo wiem, że później jestem mniej efektywna, a właściwie to nic mi się nie chce. Warto też pamiętać o produktach, które usprawniają pracę mózgu, czyli orzechach czy rybach.

5. Nowa mantra

Dobra, mój minimalistyczny tort ma dwie wisienki. Drugą jest pozytywne nastawienie i wizualizacja. Dzięki temu, że zawsze myślę: „uda się, nauczyłam się, zdam to” spokojnie podchodzę do testów, co też jest dla mnie bardzo ważne, To właśnie stres wykończył mnie na 1. roku. Wiara w siebie naprawdę czyni cuda, ale to sami musimy ją w sobie zbudować. Najlepiej przez powtarzanie sobie pozytywnej mantry. 😉


Jestem ciekawa, ilu z Was ma podobne do mojego podejście do studiów. Mi trochę zajęło, nim do niego dotarłam i żałuję, że nie potrafiłam tak wcześniej. Z drugiej zaś strony, nie poznałabym zalet studenckiego minimalizmu, gdyby nie krach na pierwszym roku. Mam jednak nadzieję, że moje doświadczenia przydadzą się innym osobom, które podobnie jak ja na pierwszym roku czują się zagubione i zestresowane całą tą sytuacją. 😉

Do następnego czytania!

Ania

Follow

36 odpowiedzi

  1. Dopiero na 3 roku studiów zauważyłam, że jestem przemęczona. Nie miałam ochoty na naukę, energii na nic, a fakt że uczelnia mi nie ułatwiała tylko dodatkowo nakładała obowiązków dobiła mnie wyjątkowo. To wtedy postawiłam na strategię „co ma być to będzie”. Uczyłam się, tak to fakt, ale nie do zabicia. Uczyłam się najczęściej w pociągu przed samym kolokwium, albo w domu jedynie segregując notatki i podkreślając to co najważniejsze. Co zauważyłam? Coś co mnie zdumiało całkowicie… zdawałam wszystko za pierwszym razem. Szok! No bo jak to tak? Poświęcałam nauce mniej czasu, a wszystko szło gładko. Z pracą licencjacką też się wyrobiłam i teraz planuję to samo zrobić na tym ostatnim zakręcie mojego ostatniego roku na magisterce. Przedstawienie czas zacząć.

    Dołączę jeszcze zdrowe odżywianie i ruch, a wszystko powinno pójść sprawnie. Przynajmniej mam taką nadzieję. No i chętnie sprawdzę o co chodzi z tą całą mapą umysłu 🙂

    1. No to jesteś żywym przykładem na to, że ta strategia działa.;) Ja w sumie nie ograniczyłam nauki aż tak jak Ty, ale jeżeli u Ciebie dało to takie efekty, to może też spróbuję. 😀

    2. Panie jak wy to robicie, że „uczycie się” (na czym polega ta nauka) te przysłowiowe „przed kolokwium” i zdajecie. No ja nie mogę tego pojąć… Może mam już na tyle zlasowany mózg, że nauka przychodzi trudniej? Co myślicie? XD

  2. Zazdroszczę podejścia. Mnie studia stresują niezmiernie i przejmuję się na nich dosłownie wszystkim. Już przyzwyczaiłam się do biegu, do starania się dostać ze wszystkiego piątek, a jak nie wyjdzie to nie zejść nigdy poniżej trzech. Finansowo nie mogę sobie pozwolić na powtórzenie żadnego przedmiotu, a bez stypendium będzie mi bardzo trudno się utrzymać. Przestawiłam się więc w tryb „naliczania achievementów” – robienia dokładnych notatek, starania się wszystkie pomniejsze prace (prezentacje itp) oddawać w pierwszym terminie, a duże ciągnąć do ostatniej godziny, aby dopracować je do perfekcji. To również ma swoje plusy, choć podczas sesji zdecydowanie dla mojej psychiki lepiej by było zastosować się do porad z Twojego wpisu.

    1. Tak jak pisałam, nie jest to metoda dla wszystkich. Zastanawiam się tylko, czy nie łatwiej byłoby Ci pracować gdzieś dorywczo, zamiast starać się o stypendium? Jeżeli Cię taki wyścig wykańcza i psychicznie i fizycznie, to czy takie rozwiązanie nie byłoby bezpieczniejsze? Nie wiem, jaką masz dokładnie sytuację, ale to pierwsze, o czym myślę, czytając Twój komentarz.

      1. Pracuję jako freelancer, jednak nie jest to praca stała. Niestety, nie mam zbyt wiele czasu na zatrudnienie się gdziekolwiek na przykład na całe weekendy. A wyścig może i wykańcza, ale jego brak niszczy jeszcze bardziej. Kiedy mam jedną, dwie lub trzy rzeczy do zrobienia, nie robię nic, bo mam dużo czasu i się rozleniwiam. Posiadanie całej strony wypunktowanych zadań staje się wyzwaniem – zaczyna być grą, w której przekracza się kolejne przeszkody i przechodzi levele. Myślę, że to to napędza mnie do życia.

  3. Zmieniłam swoje podejście do studiów na właśnie taki studencki minimalizm dopiero po tym, jak przed jednym z egzaminów stałam prawie zielona pod salą i leciałam z nóg pytając czy ktoś ma ukończony kurs pierwszej pomocy. Teraz studiuję po to, aby poszerzyć wiedzę w dziedzinie, która mnie interesuje. Nie przeszkadza mi to jednak żyć. 🙂

  4. Ja do tej pory miałam dość luźne podejście, choć teraz, przed rozpoczęciem nowych studiów magisterskich mam małego stresa. Dzięki za ten post, w idealnym momencie przeczytałam. Muszę wyluzować, bo nie lubię ludzi, którzy żyją samymi studiami:)

  5. Na moich studiach jest taki problem, że przedmioty, które mi się do niczego nie przydadzą są najbardziej czasochłonne. Kilka z tych zasad stosuję i nawet nie wiedziałam, że jest to studencki minimalizm 😉 Muszę jeszcze popracować nad lepszym nastawieniem, bo niestety studia nadal mocno mnie stresują…

  6. dla mnie przez pierwsze trzy lata studia były naprawdę wszystkim i zupełnie tego nie żałowałam. miałam jednocześnie czas na wszystkie inne przyjemności – wyjazdy, spotkania ze znajomymi i miliony różnych rzeczy, bo wszystko odbywało się praktycznie cały czas w tym samym gronie. 🙂 i były to fantastyczne lata, nawet stres nie był straszny, bo jak się za pierwszym razem nie udało, to przecież zawsze był drugi (i czasem później też następne). co do rozwoju, to niestety miałam wrażenie, że moje studia raczej uwsteczniają, ale spokojnie można było znaleźć czas na rozwijanie swoich zainteresowań niezwiązanych z nimi. 😉 generalnie za minimalizmem nie przepadam, ale za to na moim drugim kierunku okazał się być idealnym rozwiązaniem. 😉
    pozdrawiam.

  7. To wszystko brzmi superozsądnie~! Nad wprowadzeniem tego niestety dopiero pracuję. Szkoda, że znowu mam zajęcia tak rozłożone, że nie będzie czasu na zjedzenie obiadu w domu. No, może w poniedziałek, jeśli w niedzielę zrobię na 2 dni. Zwykle staram się nauczyć tak, żeby po prostu zaliczyć wszystko, póki co udawało się wykonać ten plan i uzyskać oceny pozwalające na zdobycie stypendium rektora. W tym roku w ogóle będzie inaczej, bo jest pies, będą i zdrowe spacery 🙂

  8. Osobiście mimo wszystko trochę się studiami przejmuję, ale to wynika chyba bardziej z jakiegoś takiego wewnętrznego perfekcjonizmu niż z realnej ochoty uczenia się i szczerego zainteresowania kierunkiem. Przede mną ostatni semestr i praca inżynierska, w związku z czym dużo uwagi poświęcam organizacji, technikom i temu, aby być na bieżąco. Za to leży odżywianie i ruch – to zdecydowanie punkt, który muszę zacząć brać bardziej poważnie do głowy.

  9. Ewolucja nastawienia do studiowania- idento 😀 Mam nadzieję, ze sporo czytających Cię pierwszaków uniknie właśnie tego niepotrzebnego przejmowania się na początku studiowania 🙂

  10. Chyba każdy student n-tego roku zaczyna zauważać z czasem swoje błędy z pierwszego i drugiego roku 😉 Ja właśnie rozpoczynam siódmy rok studiów – no stress, no panic, zero spiny. Na pierwszym i drugim roku filologii, jak trafiła się poprawka, a potem warunek – o la boga, co to będzie! Teraz uczę się mniej, ale skuteczniej, moje podejście zmieniło się o 180 stopni i wiadomo, stresuję się przed egzaminami, ale nie panikuję. A dobre oceny same wpadają 😉

    Pozdrawiam i zaczynam obserwować! Mimo, że powoli nadchodzi zmierzch mojego studenckiego życia, to chętnie poczytam!

  11. W odpowiednim momencie przeczytałam Twój tekst! Własnie zaczynam ostatnie dwa lata magisterki i zaczęłam się stresować, denerwować i tu mogą być inne synonimy… Przez to że ciągle myślę o studiach i o tym co będzie, co się zdarzy, zapomniałam że jest życie po za studiami. Przecież mam bloga, pasje, moje książki do napisania, a ja kompletnie o tym zapomniałam i skupiłam się tylko na studiach. A własnie dziś, po dopiero paru dniach na uczelni, trafiłam na ten tekst i pomyślałam – przecież ja muszę wyluzować – tak więc, dzięki za ten tekst! ^-^

  12. Jestem na 1 roku i po kilku dniach,mega się stresuje jak ja sobie ze wsystkim poradze, mam nadzieje ze wdraze do swojej codziennej rutyny twoj studencki minimalizm ! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *