Bullet journal vs. kalendarz. Co jest lepsze?

bullet journal vs kalendarz co lepsze (5)

Trzask był wystarczająco głośny, by stojący 5 metrów dalej pracownik sklepu odwrócił się w moją stronę. Rzuciłam tym kalendarzem i wyszłam. Szukałam czegoś praktycznego, z ładnym designem. Może i trochę się spóźniłam, w końcu mieliśmy styczeń. Wyszłam wkurzona myśląc o cenach, które winduje ładna, pastelowa okładka. A wnętrze? Wszędzie takie same, jakby skopiowane przez szereg firm z tego jednego, darmowego źródła. Bo po co zatrudniać grafika, jak można walnąć ten staroświecki design i zlecić zaprojektowanie jedynie okładki?

W ten sposób postanowiłam, że kalendarza nie kupię. Że najwyżej będę planować wszystko na pojedynczych kartkach, a ważniejsze daty zapisywać w telefonie. I wtedy przypomniałam sobie o idei bullet journal, którą niegdyś odrzuciłam. Nie chciałam inwestować czasu w tworzenie pięknego designu mojego zeszytu. Ale skoro nie dostałam go w sklepie, to uznałam, że jakoś w życiu trzeba sobie radzić.

bullet journal vs kalendarz co lepsze

Czym jest bullet journal?

Otóż bullet journal to zeszyt, w którym możemy zapisać właściwie wszystko, co dla nas ważne. Dominuje zastosowanie go jako kalendarz/planner z małymi udoskonaleniami i personalizacją. I tak w bullet journal możemy planować dzień, zapisywać swoje listy marzeń, listy życzeń, filmy do zobaczenia, książki do przeczytania plany na wakacje, cytaty, ćwiczenie wdzięczności, generalnie wszystko, co chcemy mieć gdzieś zanotowane.

Skądś to znam i chyba prowadziłam takie zeszyty odkąd nauczyłam się pisać. Zbierałam w nich cytaty, planowałam moją przyszłość jako znana pisarka i projektowałam ubrania a nawet tworzyłam przykładowe makijaże. Zresztą później też miałam zeszyt do snów, zeszyt dla wdzięczności, zeszyt na mądrości z książek… Widzicie, nazwanie czegoś, co ludzie robią od setek lat tworzy coś nowego. Nie czepiając się tego odkrycia przejdźmy dalej. Bo coś zmierzła się ostatnio zrobiłam. ;D

Bullet journal vs. kalendarz

Bullet journal

PLUSY

  • Możesz sama zaplanować, jak będzie wyglądał Twój planner i co się w nim znajdzie. Tworzysz swój własny design.
  • Możesz zawrzeć w nim takie systemy planowania/listy, jakie tylko chcesz.
  • Jest tani. Kosztuje dokładnie tyle, ile wydasz na zeszyt. Chociaż wpadając w manię zdobienia możesz wydać sporo kasy na naklejki, flamastry i inne takie.

MINUSY

  • Jest czasochłonny. Musisz poświęcić czas na jego stworzenie.
  • Wcale nie musisz być zadowolona ze swojego zeszytu. Może się tak zdarzyć, że bardziej się nawkurzasz niż nacieszysz.

Kalendarz

PLUSY

  • Określony design, który może być plusem i minusem równocześnie. Plusem, jeżeli nie masz zdolności plastycznych, a wygląd kalendarza Ci się podoba i minusem, jeżeli zdolności plastyczne masz, a trafiłaś na standardowy nudny kalendarz.
  • Nie wymaga nakładu pracy. Pomaga Ci zaoszczędzić czas.

MINUSY

  • Określony sposób planowania i pola dodatkowe typu: cele/listy, na które nie masz wpływu.
  • Trzeba go kupić, a więc i za niego zapłacić. Na pewno więcej niż za zwykły zeszyt, chociaż i tu może być różnie.

Moje poczynania z bullet journal zaczęły się od wyznaczenia sekcji na blogowe plany. Wypełniłam ją w jednym miesiącu i później… nigdy więcej do niej nie wróciłam. Nie chciałam też tworzyć całego kalendarza, ponieważ nie miałam ochoty poświęcać czasu na wypisanie 365 kartek i ozdobienie ich. Uznałam więc, że będę planować tylko poszczególne dni, że będę to robić wtedy, gdy będę tego potrzebować. Skończyło się tak, że zapisywałam wszystko na luźnych kartkach, bo uznałam, że to wygodniejsze. Wolałam mieć „coś na wierzchu”. Mam już zeszyt wdzięczności, zeszyt poświęcony blogowi i taki, w którym wypisuję swoje życiowe marzenia, najważniejsze informacje z przeczytanych książek itp. itd. Tak naprawdę prowadzę wszystko to, co może znajdować się w bullet journal już od lat, tyle że w innej formie.

bullet journal vs kalendarz co lepsze

Co zmieniło się w moim życiu podczas prowadzenia, a właściwie nieprowadzenia bullet journal? Jak na moje życie wpłynął brak kalendarza?

Mam na ten temat dwie teorie. Z jednej strony wydaje mi się, że cofnęłam się w rozwoju, że nie jestem już taka zorganizowana jak kiedyś. Nie potrafię zerwać się równo z budzikiem i wypełnić perfekcyjnie harmonogram dnia. Zadania, które wypisuję na kartkach nie są dla mnie aż tak ważne. Rozumiem, że muszę je wykonać, ale w ogóle mi się nie śpieszy. Nie mam żalu, że je odkładam. Nie przeszkadza mi, że ich nie spełniam. Stałam się niezorganizowana i rozleniwiona. Oczywiście nie wszystko spowodowane jest brakiem kalendarza. Może to po prostu taki moment w życiu, może 6 miesięcy we Włoszech…

Druga teoria mówi o tym, że stałam się wolna. Po prostu nie stresuję się tak jak kiedyś tym, co zapisałam sobie w planie. Nie przejmuję się, że go nie zrealizowałam. Czasem nie planuję nic i nie myślę o tym, że powinnam. Chodzi o to, że często sama kreowałam sobie obowiązki, których wypełnienie było dla mnie definicją szczęścia. Mogłam być szczęśliwa tylko, gdy wyrabiałam się z planem. To chore. Tym bardziej, że tak naprawdę moim jedynym obowiązkiem było wtedy np. studiowanie. Dlaczego więc stresowałam się niezrobieniem czegoś, na co miałam ochotę. Miałam ochotę pouczyć się włoskiego, miałam ochotę napisać tekst na bloga. To nie są moje obowiązki, a ja byłam zła na siebie, że ich nie wykonałam. To tak, jakbym wkurzała się o to, że nie zjadłam ciastka, kiedy miałam na nie ochotę. Zresztą o tym, jakie ryzyko niesie ze sobą regularne planowanie pisałam już w żartobliwym tekście: co dzieje się ze starymi kalendarzami oraz w Ludzie maszyny. Dlatego cieszę się ze zmiany, jaką dało mi 8 miesięcy bez kalendarza.

bullet journal vs kalendarz co lepsze

Dlaczego jednak kupiłam kalendarz?

Zrobiłam to, bo i tak próbowałam zapisywać swoje plany na pojedynczych kartkach, więc wygodniej będzie, gdy przestaną się walać po biurko. Potrafię już odciąć się emocjonalnie od planu dnia. Planuję utrzymać stary system zapisywania wszystkich moich notatek. Kalendarz służy planowaniu czasu, a listy marzeń, cytaty, książki warte przeczytania, wdzięczność itp. notuję w innym miejscu. Jeżeli chodzi o metodę planowania, to godzę się na tę, którą oferuje kalendarz. Ten biedronkowy, który kupiłam w tym roku bardzo mi odpowiada, ponieważ mam dużo miejsca na cały plan dnia i szczegółowe wypisanie zadań.

A czy Ty znalazłeś już swój idealny kalendarz? Bo jeśli nie, to tak się składa, że możesz mieć wpływ na powstanie takowego. Rozpatruję wypuszczenie własnego kalendarza i chcę zapytać Cię, czego od takiego kalendarza wymagasz. Jak ma wyglądać? Z jakich systemów planowania lubisz korzystać? Jakie powinien mieć dodatkowe funkcje? Te pytania zawarłam w poniższej ankiecie i będę wdzięczna za jej wypełnienie. Hej, może wyjdzie z tego Twój kalendarz idealny!

ANKIETA: Pomóż mi stworzyć idealny kalendarz dla Ciebie!

Do następnego czytania!

Ania

35 odpowiedzi

  1. Cos co wyjątków kojarzy mi się z Toba to językowe wyzwania. Może dodasz taka stronę gdzies z tylu zeby każdy mogl sobie je organizować we własnym zakresie raz w miesiącu. 🙂

  2. To ja się może troszeczkę rozpiszę!
    Kalendarze różnego typu kupowałem od maleńkiego. Zaczynając od tych najtańszych i najbardziej pospolitych, kończąc na ciut bardziej ambitnych. Ale zazwyczaj odpadały po kilku dniach, już mi się nawet ładny stos na makulaturę nazbierał!
    Jednak prawdziwą przygodę z planowaniem zacząłem w I liceum. Miałem jakiś malutki kalendarzyk, aby sobie zapisywać wszystkie terminy i tyle. Jak robiłem listy zadań na dni/weekend to osobne karteczki, najczęściej naklejone na laptopa (abym nie zapomniał). Jednak pod koniec roku trafiłem na Bullet Journal… i na początku wydałem grube myljony (no dobra, prawie wcale XD) na ładniutki zeszycik, całe wieczory rysowałem pierdoły (bo sleep tracker, mocz tracker, oddychanie tracker), ozdabiałem i robiłem niepraktyczne tabelki, które mi nic nie dawały. I się wkurzałem, bo było brzydko. Rzuciłem to w cholerę po tygodniu i ciao.
    We wrześniu, w drugiej klasie, kupiłem kalendarz z Biedry. Wyrzuciłem go po tygodniu bo był za duży, poszedłem po najtańszy zeszyt w kropki i wróciłem do bujo.
    Już na spokojnie. Bez bajerów, bez udziwnień. Bez ozdobień. One są dla mnie zbędne, a jak już to jakieś pojedyncze naklejeczki czy obrazki dla śmiechu. To ma być mój kalendarz, a nie!
    Jednak pomaga mi. Tak jak ty prowadzisz miliony zeszytów do wszystkiego już dłuższy czas, ja nigdy tego nie robiłem. Nie zwracałem uwagi na takie coś. Teraz obowiązkowo u mnie jest spis książek przeczytanych oraz do przeczytania, filmów do obejrzenia, rzeczy do kupienia (priorytety nastolatka – patelnia grillowa :D). Najprostszy podgląd miesiąca, czyli spis dni oraz miejsce na wydarzenia. Tabelka do śledzenia głównych nawyków (systematyczna nauka, ćwiczenia, dzień bez słodyczy, który u mnie jest zakolorowany raz w miesiącu), a potem układ tygodniowy. Po lewej spis zadań do zrobienia w danym tygodniu, po prawej poszczególne „5 dni” (piątek-niedziela zapisuję jako weekend) z wypisanymi wydarzeniami/zadaniami, które muszę wtedy zrobić.
    I to jest dla mnie system idealny. Chociaż aktualne kalendarze z Biedronki mają świetny rozkład, wg mnie najlepszy ze wszystkich dostępnych kalendarzy w zbliżonej półce cenowej.

    1. Patelnia grillowa to jest zakup życia! Masz świetne priorytety! Ja dzięki niej zaczęłam się lepiej odżywiać. Twoja historia jest bardzo ciekawa! I w sumie widać fajny rozwój i Twoją drogę, do własnej formy bujo. To jest właśnie fajne w tej metodzie, że można ją praktykować po swojemu. U mnie właśnie było tak, że też nie zdobiłam za wiele, ale i tak nie chciało mi się z tego korzystać. Ja to muszę mieć gotowy design. ;D

  3. Ja korzystam z takiego organizera podobnego do tego niżej. U mnie sprawdza się świetnie 🙂 Co prawda, kartki sobie sama przycinam i sama je wypełniam, bo wtedy nie marnuję w ogóle miejsca na stronie (rzecz, która strasznie mnie denerwuje w gotowych kalendarzach), ale robię to zazwyczaj podczas oglądania seriali. Dla mnie to rozwiązanie idealne, bo jak zacznę tworzyć jakąś listę, której jednak nie potrzebuję, to po prostu ją wypinam, tak samo ze stronami kalendarzowymi, które są już przedawnione. Czerpię inspiracje z bullet journali na pintereście, ale nie nazywam tego bullet journalem, tylko organizerem 😀 Ogólnie polecam, fajna sprawa 🙂 A jak ktoś nie ma ochoty sam przycinać i dziurkować karteczek, to gotowe można kupić lub wydrukować, więc to też nie jest problem. Sam organizer może za to trochę kosztować, ale ja mój wypatrzyłam na olx za 5 zł 😀 Nie jest w szałowym kolorze, ale wnętrze ma najpiękniejsze i najmojsze <3
    http://najtanszegadzety.eu/userdata/gfx/02ff268dbb06fd5952c90346c9f0f997.jpg

      1. Ja go uwielbiam, pozostawia niemal nieograniczone pole do modyfikacji, bo jak coś się nie podoba, to po prostu to wypinamy i tyle 😀

  4. A ja jak zwykle rebel Hipis i kupiłam w tym roku… kalendarz nauczyciela. Bo był leciutki, malutki, miał śliczną okładkę z jakąś historyczną mapą i był obłożony folią, za którą wkładam zdjęcia. Jedyne, czego się „słucham” w kalendarzu to dni. Ale wszystkie miejsca na różne notatki olewam, przekreślam opis „Oceny uczniów” i wpisuję „Książki do wypożyczenia” albo po prostu „COŚ”. Co – wyjdzie w praniu.
    Mój kalendarz musi być malutki, żeby mi się chciało go wszędzie targać, oraz żebym mogła łatwo go malować i ozdabiać (to znaczy, wyżywać się na nim). Preferuję jeden tydzień na rozkładówkę.
    Żyłam rok bez kalendarza (ten, który kupiłam był nieładny i nie chciałam go nosić) i szczerze mówiąc po prostu miałam trochę kolorowych kartek naklejonych nad stołem. Na studiach nie mam za dużo terminów do zapisania, najwyżej dentystę czy duże kolokwium. Nie robię planów dnia. Próbowałam – i tak je olewam, a wszystko robię swoim rytmem, jak wypadnie. Poza tym pamiętam, co muszę zrobić, mam dość uporządkowany mózg. Jak nie pamiętam – karteczka na ścianę.
    Muszę się pochwalić, że mój kalendarz z klasy maturalnej jest wręcz dziełem sztuki i wielokrotnie był komplementowany. 😀

      1. Mam 😀 Oto zdjęcie poglądowe, dodam że dalej było jeszcze więcej kolorowych zakreślaczy, wyklejanek z ulotek i gazetek reklamowych, brzydkiego pisma i ogólnego syfu, z niewiadomych przyczyn razem wszystko tworzyło coś a la zbuntowana sztuka współczesna wyrażające dorastanie artystyczne 😛 Ten pan to jakiś polityk, z tego co pamiętam. Tożsamość szczeniaczka nieokreślona. https://uploads.disquscdn.com/images/17a97adf8b18cd3f9be751fbbe09bf50fa804ca815fe975ce05ccca23b2b8a9d.jpg

  5. Od roku korzystam z bujo. Najpierw w zeszycie kupionym w tk maxxie, chyba conceptum, teraz zamarzył mi się organizer od Miss Planner. Wyszło drogo, ale ma starczyć na kilka lat (wmawiam sobie).
    Nie zgodzę się, że Bujo jest czasochłonny. Może taki być, jeśli sobie na to pozwolisz. Jasne, stworzenie całości trochę zajmuje, zwłaszcza, gdy się tworzy kilka list z odhaczaniem obejrzanych odcinków seriali (btw, najlepsza lista w moim bujo ever). Ale gdy główny zamysł już jest, to planowanie kolejnych dni/tygodni zajmuje tylko co wypisanie dni tygodnia i dat i ich ewentualne podkreślenie na kolorowo. Żaden kalendarz nigdy mi nie odpowiadał, zawsze albo mi czegoś brakowało, albo się nudziło po jakimś czasie. Dzięki Bujo tworzę co chcę 🙂 Na początku marzyły mi się wszelkie trackery, ba – chciałam je wypełniać kolorowymi mazakami! każda pierdoła innym kolorem! 😀 Później poszło na szczęście minimalistycznie, mam ulubiony różowy długopis do odhaczania, czarny do wszystkiego i jeden mazak z kolorem miesiąca. Uwielbiam tworzyć listy i sobie zaznaczać, co zrobiłam, a co nie (w przeciwieństwie do Ciebie, Aniu, nie mam na szczęście żadnych złości na siebie, że coś nie jest zrobione, na to jestem za leniwa ;). System Bujo to najlepsze co mogło mi się przydarzyć przez ostatni rok 🙂

    1. Miałam na myśli właśnie sytuację, w której ktoś chce ozdabiać cały bujo. 🙂 Ale totalnie zdaję sobie sprawę, że wielu, wielu osobom to pasuje i że można prowadzić go minimalistycznie, tak jak Ty to robisz. Zazdroszczę nawet, bo myślałam, że może mnie wciągnie, no ale się nie udało. ;D

  6. Bullet journal w ogóle nie jest czasochłonny. Nie potrafię sobie wyobrazić bardziej sprawnego planowania niż zapisanie daty i listy rzeczy do zrobienia na dany dzień…

  7. Moim zdaniem wygrałaś! Bo ja osobiście jestem więźniem planu, harmonogramu i kalendarza. a jak coś idzie niezgodnie z planem to jestem zła i sfrustrowana 🙁 Nawet jeśli plany pokrzyżuje mi POGODA. To jest dopiero CHORE 🙁

  8. Ja korzystam na zmianę z kalendarza miesięcznego od Aliny z designyourlife albo Magdy z mypinkplum 🙂 takiego codziennego idealnego jeszcze nie znalazłam, w każdym albo czegoś brakuje albo ma czegoś za dużo. W pracy korzystam z najzwyklejszego z biedronki ale jest on bardziej jako codzienny notatnik niż do planowania.

  9. Próbowałam z BuJo, ale to nie dla mnie. Fakt, trochę zabawy w tym było, ale jakoś tak wolę otworzyć kalendarz i po prostu notować, co mi potrzebne. Rozkładu godzin trzymam się luźno, po prostu zapisuję te najważniejsze, umówione rzeczy do zrobienia i tyle. A resztę wpisuję pomiędzy i robię jak mam czas. Ale czasem mój kalendarz jest pełny i kolorowy, a innym razem puściutki 😀 I co? I nic. Też wychodzę z perfekcjonizmu robienia wszystkiego. Co mogę, to robię, czego nie to nie i koniec tematu 😀

  10. Ja mam bullet journal już od roku i bardzo go lubię 😉 Rozpiskę na dany miesiąc robię zawsze minimalistyczną, dzięki czemu nie zajmuje mi to dużo czasu. Okładka Twojego kalendarza z Biedro jest boska! 😉

  11. Byłam zachwycona ideą Bullet Journalu. Przez jakiś miesiąc…
    Wszystko fajnie, sama tworzę, kreuję, planuję, wymyślam. I tak nadszedł dzień, kiedy potrzebowałam zapisać termin na kolejny tydzień… Ale jak to?! Przecież tabelki mam zrobione na obecny tydzień. I tak zakończyła się nasza przyjaźń. Chociaż nie do końca. Z szuflady wyjęłam stary kalendarz i jest to typowo kalendarz na plany, terminy, spotkania. A dawny Journal został pamiętnikiem i zbiorem wszystkiego, co „kiedyś na pewno mi się przyda”. 😀

    Pozdrawiam Cię ;))

  12. Przez ostatnie dziesięć lat miałam różnego rodzaju kalendarz, a od marca tego roku przerzuciłam się na Bullet Journal i sprawdza się u mnie idealnie. Nie mam jakichś wielkich zdolności plastycznych, więc mój BuJo jest bardzo prosty, ale wyznaję zasadę, że 'less is more’ i bardzo mi się taki prosty sposób organizacji życia podoba 🙂

  13. Mnie usatysfakcjonuje chyba dopiero taki kalendarz, jaki sama napiszę, ale na to na razie czasu brak :p Dlatego idę na ekstremalną łatwiznę i mam plik w windowsowym notatniku, który nazywa się np „SIERPIEŃ 2017.txt” a do tego zwykły zeszyt „do wszystkiego”. Można i tak :p Inną opcją, która w miarę się u mnie sprawdzała było drukowanie plannerów z różnych blogów i spinanie ich w segregatorze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *