Jeszcze niedawno wydawało mi się, że to, co zaraz opiszę jest straaaasznie słabe i że chyba coś ze mną nie tak! Próbowałam z tym walczyć, ale z czasem uzmysłowiłam sobie, co ja w ogóle robię. Walczyłam z czymś, tylko dlatego, że odzywała się we mnie cholerna perfekcjonistka. Serio myślałam, że wyplewiłam ją już z siebie ładnych parę lat temu, ale ona wciąż siedzi ukryta w różnistych zakamarkach mojego życia. Siedziała i w książkach, ale została zdemaskowana i na szczęście usunięta.
Co to za dziwna metoda czytania książek?
Wyrywkowo. Nie potrafię inaczej. Mam manię oszczędzania czasu. Nudzę się, gdy jestem zarzucana faktami, które już znam. Szukam inspiracji. W ciągu miesiąca potrafię zacząć 15 różnych książek i żadnej nie skończyć. Zmieniam je, gdy najdzie mnie ochota. Przechodzę z jednej na drugą, gdy zmienia się mój nastrój i potrzeby. Gdy akurat chcę dowiedzieć się czegoś na dany temat, to wskoczę w rozdział, który o tym prawi, a potem pożegnam się z tą książką na 2 tygodnie, może i na miesiąc. Mój perfekcjonizm nie potrafił tego zrozumieć. Przecież powinnam czytać wszystko od deski do deski. Najpierw skończyć jedną, potem zacząć drugą. Bo w końcu Getting things done i Obudź w sobie olbrzyma, a później miej Miracle Morning. W takich wersjach językowych zabierałam się za te książki, ale nigdy ich nie skończyłam. Break reading? To tylko wymyślona przeze mnie nazwa robocza. Wiadomo, jak udowodnił mi bullet journal, kto nazywa ten wygrywa. Walkę o bycie twórcą czegokolwiek. 😀
Jakie zalety ma metoda „break reading”?
- Dzięki mojemu dziwnemu sposobowi czytania książek wyciągam z nich to, co najlepsze. To, czego akurat najbardziej potrzebuję, by się rozwijać.
- Innym plusem tej metody jest fakt, że gdy tak lawiruję pomiędzy książkami, to mam czas na dokładne ich przemyślenie i na wprowadzenie w życie tego, czego się dopiero nauczyłam. Gdy chciałam przeczytać książkę jak najszybciej, nie miałam czasu na „przetrawienie” treści zawartych w konkretnych rozdziałach. Po prostu mi ulatywały. To jest coś, co przemawiało do mnie już w idei slow reading, o której pisałam przecież na blogu. Jeżeli nie wiesz, o co w tym chodzi to zapraszam tutaj: Slow reading. Kolejna moda czy sensowna idea?
Co blokowało mnie przed słuchaniem swojej intuicji?
Strach, że coś mnie ominie, był drugą po perfekcjonizmie rzeczą, którą musiałam sobie najpierw uzmysłowić, by następnie się jej pozbyć. Zrozumiałam, że to książka jest dla mnie, a nie ja dla książki. To tylko przedmiot, którego mam odpowiednio użyć, by mi pomógł. Nie lubię tworzenia sobie problemów, a sama je robiłam uważając, że książkę trzeba skończyć. Bo tak. Bo koniec i kropka. Jeżeli coś Ci już nie służy, to zdrowym jest odstawienie tego. Książka spełniła już swoją misję, teraz lepiej zająć się działaniem.
Myślałam też, że to problemy z koncentracją, ale tu wcale nie o to chodzi. Powieść potrafię pochłonąć bez wychodzenia z pokoju i nawet bez zaglądania na Insta! (Swoją drogą na mojego warto zajrzeć. @blue.kangaroo Uważam, że robię ciekawe i śmieszne Stories! :D) Taki sposób czytania dotyczy głownie poradników, książek popularnonaukowych, o zdrowym żywieniu itp. To z nich czerpię wiedzę. Nie są specjalną rozrywką, bo nie ukrywajmy, żeby napisać poradnik nie trzeba mieć talentu pisarskiego. Nie czyta się więc ich dla samego czytania, dla wybitnie skomponowanych ze sobą słów. Czyta się je dla wiedzy. Po jej zdobyciu można się z nimi pożegnać, nawet jeżeli nastąpi to już po kilku rozdziałach.
Jestem ciekawa, czy znajdą się osoby, które mają podobną metodę czytania. A może jest tu ktoś, kto również czuje się źle z tym skakaniem po książkach tak, jak ja kiedyś? Urwanie się z łańcucha perfekcjonizmu bardzo pomaga, polecam!
PS Zalał mnie potop wiadomości od Was na temat fajnych okazji bankowych. Uznałam, że nie będę dla każdej promocji pisać osobnego tekstu, a stworzę po prostu oddzielną zakładkę na blogu z takimi okazjami. Na pewno będę o tym informować. Jeżeli chcesz podreperować swój budżet po wakacjach lub zrobić darmowe zakupy w kilku sklepach do dołącz do Studenckiego Blueslettera, a ja wyślę Ci wiadomość, gdy zakładka z okazjami na blogu będzie gotowa.
Do następnego czytania!
Ania
26 Responses
Też kiedyś zmuszałam się do kończenia książek, a teraz mam to totalnie w nosie. Nie zliczę ile już książek zaczęłam i porzuciłam. Szkoda mi życia na męczenie się z czymś, co do mnie aktualnie w ogóle nie trafia. Tak jak piszesz, jeśli wyciągniemy choć jeden wniosek z przeczytanego tekstu i wpłynie on jakkolwiek na nasze życie to już super. To znaczy że książka spełniła swoją misję. A tak poza tym to do książki zawsze można wrócić, zawsze to sobie powtarzam. Dlatego jeśli w przyszłości stwierdzę, że jakiś temat z porzuconej książki właśnie by mi się przydał to przecież zawsze mogę ją wypożyczyć/ kupić, w tych czasach nie ma raczej problemu z dostępem do tego 😉 No i też lubię czytać książki wyrywkowo, szczególnie poradniki.
Świetnie podejście, taki komentarz tylko wzmacnia mnie w przekonaniu, że slusznie postępuję. ?
Z tym wyrywkowym czytaniem to tak jak z tworzeniem map myśli – wybiera się najważniejsze informacje i na nich się skupia:) Ja czytam bardzo, bardzo dużo książek, ale w większości fabularne, więc zawsze od deski do deski. No chyba, ze książka jest beznadziejna, to mogę ją porzucić nawet w połowie, ewentualnie zerkając na zakończenie. Co do poradników to różnie u mnie bywa. Zazwyczaj czytam w całości, chyba że czytam o czymś, o czym już dobrze wiem i treści mi się powielają. Wtedy szkoda czasu. Albo omijam rozdziały, które mnie nie dotyczą. Tak robię teraz, ale kiedyś miałam jakieś dziwne wyrzuty sumienia, że tak pomijam sobie pewne rozdziały…
Bardzo trafne porównanie do map myśli! ? Widzisz, miałyśmy to samo. Myślę, że to dobrze, że nam przeszło, bo chodzi o to, żeby najważniejsze informacje wziąć dla siebie, a reszta może była dla kogoś innego potrzebna. ?
Super! Ja też tak czytam! 🙂 I super mi z tym 🙂 aktualnie 3 w tym 2 audiobooki 🙂
A filmy też tak ogladasz? ? Mi się w sumie czasem zdarza, ale to najwyżej dwa posiedzenia. :p
Ostatnio często! 🙁 Bo jestem taka zabiegana, że nawet na moje ukochane filmy brakuje czasu 🙁
Witaj Aniu! Czytanie tego posta było dość zabawne w odbiorze, ponieważ to tak jakbym czytała o sobie, pomyślałam: też tak mam! W ogóle, czytając Twojego bloga dużo razy moja głowa powtarza to stwierdzenie: też wróciłam z erasmusa z Włoch, też nie wiem co zrobić z czasem w wakacje i po erasmusie, też tak czytam książki! 😉 Właśnie teraz czytam 3 książki na raz, a moja mama mówi mi: po co Ci kolejna, najpierw skończ te które zaczęłaś…ale po co i dlaczego? … brzmi moja odpowiedź ;D Miło więc wiedzieć, że ktoś inny też tak ma i teraz będzie mi z tym lepiej 😀 Pozdrawiam 🙂
Właśnie mi też jest teraz lepiej, bo Ty i kilka innuch osób tutaj o tym napisało! ?
Też tak mam , jeśli chodzi o poradniki itp. Często czytam na wyrywki również powieści, chyba, że mnie wciągnie na maksa 😉
Ale jestem Ci wdzięczna, że to napisałaś! ❤️
Nie przestawiałam się na taką metodę ani nawet nie myślałam o tym, ale właśnie tak czytam. Dlaczego? Bo moje studia w większości wymagają ode mnie, bym przeczytała tylko kilka rozdziałów danej książki. Gdybym miała przeczytać od deski do deski wszystkie moje książki naukowe chyba bym nie miała czasu nawet na spanie. Dla mnie to nie jest dziwny sposób 😛 Zazwyczaj tak właśnie czytam, chyba że cała książka jest dla mnie niezwykle interesująca, albo kiedy nie da się zrozumieć jej bez pełnej lektury.
Chociaż czasami szkoda mi tej całej wiedzy zgromadzonej na grubych kartach z dobrego papieru… Ale cóż, może kiedyś wrócę do tego wszystkiego, przeczytam jeszcze raz, może będą na mojej Biblioteczce Chwały (biblioteczka, którą straszy się studentów „patrzcie, wszystko to przeczytałem i nawet zrozumiałem!”, badania wskazują, że wielkość zależy od stopnia naukowego).
Hahaha ? A jak wygląda u Ciebie z czytaniem książek spoza kręgu zainteresowań naukowych?
Wtedy są powieściami albo opowiadaniami i czytam całe – jeżeli są złe, to jakoś po 50 stronach już to wiem i bez wyrzutów je porzucam. W końcu życie na czytanie mam jedno D: Poradników nie mam potrzeby czytać. Czasopisma czytam totalnie na wyrywki, i tak kiedyś do nich wrócę 😀
Bardzo Ciekawe 😀
Ja lubię czytać kilka książek jednocześnie, ale staram się wszystkie kończyć. Jedną pochłonę w jeden dzień, bo się łatwo czyta, a takie bardziej męczące ciągnę nawet tygodniami.
Przeczytałam o Twoim „dziwnym” sposobie i pomyślałam – hej! mam tak samo! Bardzo często mam tak, że zaczynam książkę, a potem odkładam i nigdy do niej nie wracam, albo wracam po tygodniach, a nawet miesiącach. Ostatnio zaczęłam częściej czytać książki od deski do deski, ale może dlatego, że wszystkie mnie pochłonęły całkowicie. W zeszłym tygodniu zabrałam się za pozycję, która nie do końca mnie zainteresowała i po przeczytaniu kilku rozdziałów zostawiłam, pewnie na wieczne niedokończenie 😉 I w nieprzejmowaniu się takim skakaniem z książkowego kwiatka na kwiatek faktycznie najbardziej pomaga odpuszczenie. Nie we wszystkim musimy być pro! 🙂
Skoro tyle osób ma podobnie, to chyba nie w nas jest wina, a w tych książkach. Może są nieodpowiednio napisane, zbyt rozciągnięte… A może po prostu nie pasują do nas. ?
Też tak czytam 🙂 Nie koniecznie są to jakieś „poważne” książki, ale nawet zwyczajne powieści czytam po kilka na raz. Zawsze mam też zaczętą jakąś książkę zahaczającą o szeroko pojętą kulturę. Aktualnie jest to „Wszystko w porządku, układamy sobie życie” Prokopa i Hołowni – podczytuję po rozdziale/dwóch kiedy najdzie mnie ochota (w tej książce jest też sporo odniesień, dlatego między jednym a drugim czytaniem mam czas na ich posprawdzanie, obejrzenie czegoś, posłuchanie)
Dokladnie dlatego ten sposób jest taki fajny. ? Ale mnie cieszy, że jest więcej osób, które mają tak jak ja. ?
Ja wychodzę z założenia, że książka (jeśli to nie powieść) powinna być użyteczna. I nie widzę sensu w czytaniu trochę „na siłę” rozdziałów, które albo mnie nie interesują, albo w danym momencie nie przykuły mojej uwagi. Jest tyyyyle wartościowej treści do przeczytania – po co się zmuszać do tych, które nie są dla nas aż tak interesujące? 🙂 Aktualnie mam rozpoczętych chyba z 10 książek i czytam je sobie na zmianę. Zwróciłaś uwagę na fajną kwestię – że jak nie połykamy książki w całości, to mamy czas na przetrawienie poszczególnych jej części – nigdy na to tak nie patrzyłam, ale rzeczywiście – masz rację! 🙂
Ojejku, jak dobrze widzieć, że jest więcej takich osób! Wgl nie wiem, czemu bywałam na siebie zła. :p
Aniu, muszę Ci powiedzieć, że właśnie wczoraj przeczytałam w ten sposób artykuł. Mimo, że zawsze staram się czytać od deski do deski (tak, ta mania perfekcjonizmu) to wyłapując najciekawsze skrawki, stwierdziłam, że wcale nie ominęłam jakiś ważnych faktów, bo zapamietałam to, co mnie najbardziej w nim interesowało. Jakaż byłam zdziwiona moim „zachowaniem”, ale powiem Ci, że wcale nie jest mi z tym źle i chyba zacznę częściej wprowadzać tę metodę w życie 😉 Jak zawsze ściskam Cię serdecznie,
Ola 🙂
W sumie to dłuższe artykuły naukowe też tak czytałam, szczególnie, gdy nie miałam czasu. 😀
Cieszę się, że u Ciebie się sprawdziło! 🙂
Ja też tak czytam, nawet powieści 😀 Jak byłam dzieckiem, to moja mama dostawała szału, że czytam książki „od środka” w jej mniemaniu xd
Haha! Czyli masz tę metodę od dzieciństwa w sobie. 😀
w ten sposób nigdy nie czytałam, jak widać każdy ma inną metodę.