Jak współpracować w grupie na studiach.

Dziwię się sobie, że piszę ten tekst. Chociaż w sumie dziwię się, że muszę go pisać. Porady w nim zawarte są dla mnie dość oczywiste, ale po pierwsze nieraz przekonałam się, że co dla mnie naturalne, wcale nie musi być takie dla innych, a po drugie mam w sobie przekonanie, że bycie dobrym i pomocnym jest bardziej opłacalne w życiu niż bycie chujem. I tego się trzymajmy.

Okej, należy to jakoś uzupełnić, wiem.

 

Wiem, że na studiach spotykasz ludzi nieprzyjemnych, niemiłych, pozbawionych chęci do współpracy. Są trochę jak dzieci, które bawią się w dorosłość, ale to tylko ich wyobrażenie tej dorosłości. Naoglądali się filmów o dzikiej rywalizacji i myślą, że najlepszym rozwiązaniem, jest jak najszybsze wskoczenie w tę rzeczywistość z światła projektora. Bo jeśli oni pierwsi będą chamami dla innych, to nikt już nie skrzywdzi ich marzycielskich duszyczek. Rzeczywistość jest różna i chociaż sama nie chodzę do typowej pracy, to mam znajomych, którzy w tym dorosłym i pracowitym życiu otaczają się radosnymi i życzliwymi ludźmi. Wiedzą, że nigdy nie muszą poważnieć. Ale oni zawsze tacy byli. Na studiach i w szkole. Pomocni, życzliwi, radośni. I tak im zostało. Nie odbiła się na nich ciężka rzeczywistość. Ci, którzy podchodzili do relacji z dystansem, podchodzą do nich tak w pracy. Ludzie, którzy potrafili podejmować odważne decyzje, brali życie w swoje ręce i ustawiali je po swojemu, to samo robią w życiu zawodowym. Podoba się – to super. Nie podoba – do widzenia. Niestety, a właściwie stety, jak idzie tym, którzy wcześniej bawili się w poważnych, rywalizujących ze sobą dorosłych, nie wiem. Nie utrzymuję kontaktu z tymi, co na „dziękuję” odpowiadają „kiedyś mi się odwdzięczysz”.

Trochę o moim dream teamie!

My byłyśmy kwintetem doskonałym! Złożonym jednak ze skrajności totalnych. Dwie fantastyczne PiSiorki, które sposobem bycia bardziej przypominały mi hipiski. Jedna ateistka, która słowami przypominała mi hipiskę. Jedna ciepła i cudowna katoliczka, ta już nic z hipisostwem wspólnego nie miała i ja – blogerka! Można by pomyśleć, że z tej mieszanki wyjdą rzeczy gorsze, niż gdy nie wlejemy kwasu do wody. A jednak nie. Wyszła współpraca idealna, jak we szwajcarskim zegarku.

Przedstawiłam Ci krótko poglądy moich studenckich towarzyszek, jednak te poglądy traciły na wartości, jeśli chodziło o walkę z systemem uniwersyteckim. My byłyśmy socjalistkami, ach, komunistkami byłyśmy!xD Zawsze równo dzieliłyśmy zadania. Każdej przypadało tyle samo do przerobienia. I trochę jak to Polacy w ciężkich czasach mają w zwyczaju. Nieważne, jakie mają poglądy, łączą się przeciwko wspólnemu wrogowi. I my się tak łączyłyśmy i tak łączyła się cała grupa. Bo pszczółka sama z napastnikiem nie wygra. Cały ul jednak jest niezwyciężony. Jednostka pracuje na dobro ogółu. Ogół odwdzięcza się jednostce. Piękne.

Jak to więc robiłyśmy?

5 punktów o tym, jak współpracować w grupie na studiach.

1. Podzieliłyśmy wszystkie przedmioty, między wszystkie osoby z grupy. Każda miała swój kawałek ziemi do pilnowania. Wyobraź sobie, że nagle robisz notatki tylko z jednego przedmiotu. Jeśli studiujesz filologię, to wyobraź sobie, że tłumaczysz słówka tylko z jednego przedmiotu! To bardzo, bardzo, bardzo ułatwia życie. Nie marnujesz go po prostu na mechaniczne czynności, a to, co dzięki temu zyskujesz, możesz wykorzystać na normalną, ludzką naukę albo dla siebie. Ważnym jest, żeby każda osoba składająca się na ten mechanizm dawała z siebie 110%. Myślała o tym, żeby zapisywać informacje, które sama zna, ale inni mogą ich nie znać. Szukała wyjaśnień głębiej. Przecież oczekujesz tego od innych osób, więc sam bądź perfekcyjny w swoim działaniu.

WAŻNE: Wiem, że zaraz pojawi się problem „nie umiem uczyć się z czyichś notatek”. My wszystkie notatki drukowałyśmy, myślę, że to już znaczne ułatwienie. A jeśli nie, to lepiej się naucz, zburz tę wyimaginowaną barierę. Bo to się po prostu opłaca.

2. Warto mieć starostę grupy. Albo chociaż skarbnika. Zrzucanie się co zajęcia na ksero jest męczące. A kiedy każdy idzie kserować swoje osobno, to po prostu nieekonomiczne. Robią się bezsensowne kolejki. Ustalcie miesięczną zrzutkę i jeśli trudno wybrać Wam skarbnika, niech co tydzień będzie nim kto inny. Dzięki temu każdy zawsze ma kserówki. Bo płaci i nawet, jeśli nie pojawi się na zajęciach, ktoś przekaże mu skserowane materiały z dnia nieobecności. To bardzo dużo ułatwia!

3. Co do dzielenia się notatkami, to szkół jest wiele… Są tacy, którzy nie mają z tym żadnego problemu i nie oczekują nic w zamian. Są tacy, którzy czują się wykorzystywani. Myślę, że tu granica jest bardzo cienka i wykracza poza temat notatek. To kwestia po prostu relacji międzyludzkich, bo jak ktoś przychodzi do Ciebie tylko po notatki, cały rok nie zamienia z Tobą słowa, a może nawet Cię obgaduje, to c’mon! Wiesz kiedy zaczynamy lubić ludzi? Kiedy to my im coś dajemy. Lubisz człowieka, któremu coś dałaś, jakoś pomogłaś. Ludzie wcale nie polubią Cię bardziej za to, że im pomożesz. Ludzie lubią Cię za to, jaka jesteś, jak się z Tobą spędza czas. Nie za to, co dla nich robisz. Natomiast, jeśli Ty zrobisz coś dla kogoś, to poczujesz wieź do tej osoby. Trochę jak z matką, która zrobi wszystko dla swojego dziecka, a dziecko wcale nie musi odczuwać wdzięczności. Nie szukaj więc przyjaciół poprzez pomaganie wszystkim wkoło, kiedy te osoby mają Cię gdzieś.

A jeśli nad znajomością rozpościera się tęcza, to nie bądź dla niej chmurą. I tyle w temacie.

 

4. Niesamowicie pomagasz mózgowi i ocenom, gdy umawiasz się na wspólną naukę ze znajomymi, a właściwie, to na wspólne powtórki. Ale tak na serio, powtarzacie razem, przepytujecie się i dopytujecie o to, czego nie zrozumieliście. Czasem w pojedynkę człowiek siedzi godzinę nad rozwiązaniem problemu, a znajomy podaje mu je na tacy. Tak to działa, że gdy usłyszymy coś z ust drugiego człowieka (o ile ten faktycznie wie, co mówi), to łatwiej przychodzi nam zrozumienie i zapamiętanie, niż gdy powtarzamy sobie jedną i tą samą rzecz po raz enty.

5. Ustalcie osobę do kontaktu z wykładowcą. Albo kilka osób do kontaktu z kilkoma wykładowcami, jeśli nie chcecie obciążać jednostki. Dzięki temu usprawnicie komunikację na linii wy – wykładowca, ale i między sobą! Prowadzący nie są zarzucani mailami o tej samej treści, a Wy zawsze wiecie, kto miał zapytać o daną sprawę.

Wiem, że opisane tutaj porady są banalne, ale jednak wciąż tak nieoczywistę dla wielu grup. Myślę, że w tym tekście nie chodzi nawet o wprowadzenie konkretnie tych 5 punktów w życie. Chodzi raczej o wprowadzenie nowego sposobu myślenia o grupie. Właśnie! Grupa jest grupą. Fizycznie zbiorem jednostek, ale to właśnie w kupie siła! Z Waszej współpracy mogą wyjść tysiąc razy lepsze efekty niż z walki w pojedynkę! 


Podeślij więc ten wpis swojej grupie albo najbliższym znajomym ze studiów i do roboty!


PS Podziel się też rozwiązaniami, które stosujecie w swojej grupie! Niech korzystają z nich studenci ze wszystkich uniwersytetów w Polsce! 🙂

Do następnego czytania!

Ania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *