Wiem, że niektórzy po tym wpisie będą mieli ochotę mnie zasztyletować. Jeśli jesteś jednym z wielkich obrońców języka polskiego, to oszczędź sobie nerwów i nie czytaj dalej. A jeśli zdecydujesz się na przeczytanie całego tekstu, to oszczędź tych nerwów mi i proszę nie wylewaj złości w komentarzach. Każdy ma rację, a jednocześnie nie ma jej nikt.
Jestem zdania, że wszystko jest dla ludzi. Dostałam język, by on służył mi, a nie ja jemu. Język jest dla nas, a nie dla zasad. My go stworzyliśmy i tworzyć będziemy. W kwestii poprawności językowej, przestrzegania zasad ortografii, interpunkcji, konstrukcji zdania i innych takich wrzucam na luz. Wrzucam na luz, gdy sama piszę i gdy czytam teksty innych ludzi. Nie mam czasu, żeby zastanawiać się w którym miejscu postawić przecinek. Stawiam go zwykle tam, gdzie „słyszę go” w swoich myślach, bo chcę żebyście Wy „słyszeli” moje myśli tak samo. Lubię zaczynać zdanie od „a więc” albo „ponieważ” taki mam styl. Wiem, co to literówka i rozumiem przypadkowe błędy popełnione w pośpiechu. Sądzę, że ten wzorcowy język pisany, może blokować wyrażanie moich uczuć. Powiesz, że to nie wina języka, a moja? Że najwidoczniej nie umiem pisać?
Trudno. Ja myślę w języku mówionym. Owszem, czasem lubię pobawić się w literatkę i przyozdobić trochę tekst (tak jak bawiłam się tym w wpisie o pojedynku wzrokowym), ale i w takim tekście mogą zdarzyć się błędy. Moje uszy wyginają się na wszystkie strony gdy słyszę „nie włanczaj światła”, albo „chłopacy”. Dobra, są pewne granice, chociaż i one będą się przesuwać coraz dalej, aż w końcu takie zwroty staną się normą. Do „poszłem” sama się już przyzwyczaiłam.
Cieszę się, że piszę bloga, a nie jakąś gazetę. Tutaj można więcej. Tutaj granica naginania języka znajduje się dużo dalej. Mogę tworzyć sobie neologizmy, wstawiać dziwne słowa w cudzysłów, pisać niepoprawnie gramatycznie, dodawać emotikony, a jak się komuś nie będzie podobało, to po prostu nie będzie czytał. Nie przyczepi się do mnie nie wiadomo jaki bóg języka, bo napisałam nielogiczne zdanie w poczytnym magazynie.
Mam rację czy nie mam racji?
Jedna odpowiedź
O ile poprawności się czasami czepiam – łatwiej zrozumieć poprawny tekst – o tyle zawsze irytują mnie ludzie, którzy denerwują się używaniem słów ,,randomowy” i innych słów obcych. I jeszcze polonistki, które przekonują, że słowo ,,fajne” nic nie znaczy i nie pozwalają go używać.
Znam polskie słowo na ,,dżinsy”, gdy Bunsch używa słowa ,,wieczerzać” to go rozumiem, przez ,,Krzyżaków” przebrnęłam bez większych problemów z językiem. Rozumiem i dzisiejszą polszczyznę i dawniejszą, w której obcych słów jest mniej. Mogę tym wszystkim purystom wytknąć, że używają słów, które kiedyś tam przeszły z innych języków, np. słowo ,,taniec”.
Ale język nie jest martwy, zmienia się, dziś już można mówić niektóre rzeczy. I nie umrze od angielskiego, tak jak nie zabiły go najpierw łacina, potem francuski, a następnie języki zaborców.