Wyzwanie Minimalistki. Moje podsumowanie.

 

Wyzwaniem Minimalistki zachwycałam się i na Facebooku i w tekście o rozwojowych nałogowcach. To było coś! Dawno nie trafiłam na wyzwanie, które tak by do mnie pasowało. Od czasów Niekomfortowych Poniedziałków trudno było mnie zadowolić, a jednak Kasi się to udało. 🙂 Nie będę szczegółowo opisywać tego, jak przebiegało każde z zadań, bo nie widzę nic ciekawego w opowiadaniu np. o tym jak układałam buty w szafce. Poza tym nie udało mi się wykonać wszystkich wyzwań i niektóre wciąż czekają na realizację. Chcę Wam pokazać, co zmieniło się we mnie dzięki temu wyzwaniu i zachęcić Was do wypróbowania go.

 

Zacznę może od tego, co było dla mnie najtrudniejsze, a czego zarazem kompletnie się nie spodziewałam. Otóż okazało się, że nie potrafię skupić mojej uwagi przez 30 minut na jednej rzeczy! Chciałam przez te pół godziny myśleć tylko o nauce, ale ciągle coś mnie rozpraszało. Nie chodzi o to, że wstawałam i zajmowałam się czymś innym, ale po prostu w pewnym momencie, nie wiedząc nawet w którym, zaczynałam myśleć o innych sprawach. Podchodziłam do tego ćwiczenia z 5 razy i oczywiście w końcu je pokonałam (bo jestem uparta), ale ile mnie to kosztowało! Były też takie punkty, których nie wykonywałam i nie będę wykonywać. W końcu to minimalizm nie? 😉 Chodzi mi o takie zadania jak posprzątanie gazetownika, lub wyłączenie telewizora. Obu tych rzeczy nie posiadam. Wyłączenie fejsa do obiadu, również nie jest dla mnie żadnych wyzwaniem, bo sama czasem, go do tego czasu nie włączam, a i jeszcze jedno – pozbycie się sentymentalnej rzeczy. No bez przesady! Jestem romantyczką, sentymentalizm to moje drugie imię. 😉

 

Niektóre zadania pokrywały się z moim codziennym życiem. Ćwiczenie wdzięczności czy optymizmu to dla mnie chleb powszedni. Wykonuję je co wieczór. Rezultaty zapisuję czasem w zeszycie, chociaż nie zawsze mi się chce, ale bardzo cieszę się, że weszły mi w nawyk. Natomiast wyzwanie, na które nie znalazłam jeszcze czasu, a które bardzo mi się spodobało to pomysł, by nie kupować nic przez cały dzień. Możliwe nawet, że miałam takie dni, ale nie zrobiłam tego świadomie. W planie wyzwania jest również miejsce na wymyślenie własnego zadania. Ja co prawda swojego zadania nie wymyśliłam sama, ale podpięłam je pod minimalistyczny miesiąc. Nie wiem, czy pasuje, ale dzięki Ani nauczyłam się wyciągać lekcje, z każdego minionego dnia. Wiecie co jest najlepsze? Że obiecałam sobie, że będę te lekcje zapisywać, a nie zrobiłam tego ani razu, chociaż codziennie wieczorem o tym myślałam. Nawyk i tak pozostał. Teraz każdego dnia myślę o tym, czego mnie ten dzień nauczył. To ciekawe, bo sądziłam, że jeśli czegoś sobie nie zapiszę, to nie będę o tym pamiętać. Wydaje mi się, że trochę rozleniwiamy swój umysł przez to ciągłe zapisywanie, planowanie i organizowanie. Czasem trzeba działać spontanicznie. 🙂

 

Wracając do Wyzwania Minimalistki to, z praktycznych i konkretnych rzeczy nauczyłam się regularnego spisywania list zakupów. To naprawdę działa. Im szybsze zakupy, tym mniej wydanych pieniędzy. Podoba mi się idea życiowego minimalizmu, ale w zdrowej wersji. Nie przemawia do mnie liczenie par skarpetek, by utrzymać minimalistyczną liczbę ubrań, lecz przemawia do mnie zasada inbox zero. Podoba mi się idea skupienia się na duchowym życiu, na ludziach a nie materializmie i konsumpcjonizmie. Moja przygoda z minimalizmem dopiero się zaczyna. Na razie badam teren, uczę się minimalistycznych trików. Zapewne zabiorę z tego to, co do mnie pasuje, resztę odrzucę. Minimalistycznym nałogowcem nie będę, ale nie mogę doczekać się efektów stopniowo wprowadzanych zmian. I na pozbycie się sentymentów też przyjdzie czas!

 

Na blogu Kasi znajdziecie Wyzwanie Minimalistki z dokładnie opisanymi zadaniami. Chociaż styczeń się skończył, to śmiało możecie wydrukować sobie listę zadań i zacząć nawet od dziś. Ja gorąco polecam, bo wyzwanie bardzo fajne i warto wypróbować je na własnej skórze, a nie tylko czytać te podsumowania! 😉

 

buziaki!

Ania

8 Responses

  1. „Były też takie punkty, któ­rych nie wyko­ny­wa­łam i nie będę wyko­ny­wać. W końcu to mini­ma­lizm nie?” haha, muszę oficjalnie przyznać, że Cię uwielbiam <3

  2. Ja z natury nigdy nie będę minimalistką, bo uwielbiam wszytko „na bogato”, przerażają mnie np. wielkie puste wnętrza i proste ubrania w stonowanych kolorach, ale minimalizm też zaczyna do mnie powoli przemawiać od strony konsumenckiej. Mniej kupuję (niektóre rzeczy w ogóle przestałam kupować np. magazyny z przepisami kulinarnymi), połowę ubrań oddałam na PCK i wcale nie planuję na ich miejsce zakupu nowych. Tego typu rzeczy. Myślę, że każdy może być w pewnym stopniu minimalistą, ale takich całkowitych jest bardzo niewielu.

  3. Listy zakupów zawsze robię i jest to bardzo przydatne 🙂 Na lodówce wisi notes i zawsze na pierwszej stronie zapisuję od razu jak zauważę, że czegoś brakuje. Wtedy nawet wychodząc nagle zrywam tylko kartkę i wiem co powinnam kupić 🙂 mój Małżon tylko czasem zapomina zapisać i nagle okazuje się, że zaczynam robić ciasto i… nie mam mąki 😀 ale raczej rzadko się to zdarza 🙂

  4. Podoba mi się! Minimalizm podobno jest teraz 'w modzie’ ale lubię go nie dlatego ale po prostu szczerze wierzę w jego słuszność! 🙂 O wyzwaniu słyszałam ale gdzieś mi uciekło w szalonym styczniu więc chyba spróbuję swoich sił w lutym! 🙂

    1. Jeśli tylko chcesz 🙂 Czasem dobrze, że na niektóre rzeczy jest moda. Pisałam już o tym, że jest moda na czytanie i to jest fajne. Jest też moda na zdrowy tryb życia i to też jest super. 🙂 Moda na minimalizm może wiele wnieść do naszego życia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *