To chyba największa zagadka zarządzania sobą w czasie. Każdy chciałby robić więcej i poświęcać na to mniej czasu. Ciężka sprawa, ale wykonalna. Na moim przykładzie sprawdza się doskonale. Na blogu podaję tylko propozycje oparte o własne doświadczenia, żeby być pewną, że proponuję moim czytelnikom naprawdę działające metody. Nie wiem właściwie czy opisany poniżej sposób można nazwać jakąkolwiek metodą czy techniką. Wiem jednak, że na pewno zdarzyło Ci się jej świadomie bądź mniej świadomie użyć:)
Kiedy mam zbyt wiele czasu, wszystko, co powinnam zrobić danego dnia rozciąga się niemożliwie w czasie i tak, notka, którą można napisać w godzinę pisze się przez dwie, zadanie odrabia trzy razy dłużej, a w przerwie między jednym a drugim dochodzi sprawdzanie maila, fejsa, wytarcie kurzy, pomalowanie paznokci, uporządkowanie folderów na pulpicie, aż nie wiem kiedy upływa mi cały dzień, a ja obwiniam siebie za jego zmarnowanie. Wtedy mówię często, że im więcej mam czasu, tym mniej zrobię. Cały trik polega na odwróceniu tego powiedzonka, bo wiem, że im mniej mam czasu, tym więcej zdziałam. Tak!
Im mniej masz czasu tym więcej zrobisz. Znasz to? Zapchany co do minuty dzień: szkoła, studia, praca, taniec, zadanie domowe, angielski, spotkanie, sprawdzian, obiad, pranie, projekt. A jednak udało się, dałeś radę. Czas wykonania zadania zależy w dużej mierze od tego, ile my sami tego czasu sobie wyznaczymy. Czyli myśląc, że na naukę na najbliższe kolokwium będziesz potrzebować „cały dzień”, co w praktyce oznacza 3 godziny, rozciągnięte pomiędzy 21 a 24, chociaż do domu z uczelni wróciłeś o 15. Nie dość, że odłożysz to na później, bo to jedyny Twój obowiązek tego dnia, to jeszcze będziesz rozpraszał się myślą, że musisz zakuwać po nocy i nie wiesz ile to potrwa. Nieokreślenie sobie czasu wykonania danego zadania, również jest niebezpieczne, bo równa się z jego maksymalnym rozciągnięciem w czasie. A potem okazuje się, że studia zabierają Ci całe życie 🙂 Co się jednak stanie, gdy między 18 a 20 będziesz miał lekcje w szkole językowej? Zapewne nauczysz się na kolokwium między 15 30 a 17 30, bo wiesz, że wrócisz późno i nie będziesz miał już siły na naukę. Tak więc w czasie 2 godzin nauczysz się na kolokwium i dodatkowo w trakcie następnych dwóch poćwiczysz języki obce. Magia?
A teraz może w podpunktach przedstawię Ci całą tą technikę, bo trochę się rozpisałam 🙂
.
Im mniej mam czasu tym więcej zrobię.
.
- Pomocne tutaj są dodatkowe zajęcia, lekcje, kursy, które są sztywno określone w czasie i nie możesz ich odłożyć na potem. Czyli szkoły językowe, lekcje tańca, aerobik itd. Najlepiej, płatne, bo wtedy bardziej chce się nam na nie chodzić 🙂
- Konkretne określanie czasu potrzebnego na wykonanie danej czynności i skracanie go. Bo jeśli zakładasz, że będziesz pisał wypracowanie przez 3 godziny, to najprawdopodobniej tyle Ci to zajmie. Na początek skróć go o 30 do 50 procent.
- Znajdź sobie jakieś dodatkowe zajęcie, zacznij uczyć się języka na własną rękę, albo uprawiaj sport, to zawsze jest dobrym rozwiązaniem.
- Udzielaj się społecznie. Dołącz do organizacji, która działa w Twojej okolicy, głupio jest odmówić ludziom, którzy proszą Cię o pomoc.
- Weź na siebie jakiś obowiązek i zadeklaruj publicznie, to że się go podejmujesz. Na przykład codzienna wizyta w schronisku, odwiedziny w domach dziecka itd.
Po prostu obładuj swój grafik tak, byś miał mało czasu na… marnowanie czasu 😉 I napisz mi proszę jak podoba Ci się ta metoda. Może już ją stosujesz?
10 Responses
Czas jest z gumy 🙂 wie o tym każdy, kto miał lekcje fizyki o 8 rano, 45 min. potrafi ciągnąć się przez 2 godziny.
hehe, ja pamiętam, jak moja nauczycielka od angielskiego w liceum (swoją drogą zadawała nam baaardzo dużo, bo żyła w przeświadczeniu, że ten przedmiot jest absolutnie najważniejszy!) słuchając naszego marudzenia mawiała: za dużo macie roboty? jeśli nie możecie się wyrobić, to powinniście sobie poszukać kolejnego zadania … Faktycznie coś w tym jest, że napięty grafik sprzyja lepszej mobilizacji i organizacji
Jasne, że tak trzeba tylko pamiętać o odpowiednich przerwach i odpoczynku, ja już się na szczęście i tego nauczyłam :p
NIESTETY, to true story…. 😛 😀
Bardzo nieświadomie stosuję tę Twoją metodę 😀
Stosuję i sprawdza się 🙂 I chociaż aktualnie już sama nie potrafię wyliczyć iloma rzeczami się zajmuję, to jednak daję radę :d
Zawsze zapominam aby tą metodę wypróbować.Ostatnio udaje mi się czas w nadmiarze marnować nie mogąc myśli pozbierać. Czas zacząć wracać na dobre tory.
U mnie zawsze super sprawdza się deklarowanie publiczne. Pamiętam, jak spisałam na blogu plany na sierpień (na dwa ostatnie tygodnie, zdaje się) – wykonałam dziewięć, pominęłam tylko jeden. Za to kiedy nakreślę sobie sama takie założenia, gdzieś w kalendarzu – realizuję połowę? Przy dobrych wiatrach 😉 Muszę pomyśleć o dodaniu tego typu notek co miesiąc!
Tak… Dzisiaj po raz pierwszy od dawna wróciłam z zajęć i wiedziałam, że nie muszę robić nic na już. Czułam się taka zagubiona :p Nadmiar obowiązków to moje drugie imię 😉
Cieszę się, że jest więcej osób u których sprawdza się ta metoda. Chociaż czasem jest super mieć takie wolne popołudnie jak Ty 🙂